Skoczkowie narciarscy rozpoczęli sezon. Polacy – na razie – notują najsłabszy start od lat. Nie zmienia to jednak faktu, że dyscyplina ta nadal cieszy się zainteresowaniem kibiców. Do jej popularyzacji kilka kamyczków dorzuciło też Bielsko-Biała. Ponad siedemdziesiąt lat temu miasto było przecież ważnym punktem na narciarskiej mapie Polski…
Była końcówka listopada 1949 roku, kiedy "Dziennik Zachodni" informował czytelników o narciarskiej inicjatywie w Bielsku: Sekcja narciarska ZKS "Ogniwo" Bielsko przystąpiła do prac nad budową skoczni treningowej w Cygańskim Lesie. Na skoczni tej będzie można osiągać skoki długości ok. 40 m. Budowa jej prowadzona będzie systemem gospodarczym.
Prawdopodobnie wcześniej w tym miejscu znajdowała się mniejsza skocznia, na której można było skakać około 15 metrów. Krzysztof Nikiel, autor książki "Było ich 33… Beskidzcy Olimpijczycy", pasjonat historii narciarstwa mieszkający w Szczyrku, mówi: – Skocznie były wszędzie, głównie terenowe. Nie były one duże. Mogło tak być, że w Cygańskim Lesie stało kilka skoczni. Z reguły zresztą bywało tak, że jak już budowano obiekty, to od razu stawiano i mniejszy i większy.
"Dzidek" i Stalin
Na skoczni w Cygańskim Lesie w 1948 roku, startując w barwach bielskiego "Ogniwa", swój pierwszy triumf w zawodach zanotował Zdzisław Hryniewiecki. Kilka lat później "Dzidek" był czołowym polskim skoczkiem, twierdzono nawet, że w 1960 roku mógł walczyć o olimpijskie złoto w Squaw Valley. Niestety, po tragicznym w skutkach wypadku na treningu w Wiśle Hryniewiecki resztę życia spędził na wózku inwalidzkim. Rok po jego premierowym triumfie w Cygańskim Lesie, wówczas Parku Ludowym, rozpoczęto prace nad skocznią, na której można było lądować pomiędzy trzydziestym a czterdziestym metrem.
Do inicjatywy zaangażowali się uczniowie bielskich szkół, którzy w zamian za pomoc otrzymali nawet sześć godzin wolnego od zajęć. Nieco ponad miesiąc później katowicki "Sport" donosił: Do budowy skoczni ustosunkowali się niezwykle życzliwie, Kolegialny Zarząd Miejski i Miejska Rada Narodowa w Bielsku, które bezinteresownie oddały teren i drzewo na budowę skoczni. Miejsce pod budowę skoczni wybrał kierownik Lasów Miejskich ob. Jężak, projekt skoczni opracował inż. Górawski.
Był początek roku 1950. Roboty szły szybko. Można by rzec, że aż nadspodziewanie szybko. Prasa donosiła, że dzięki szlachetnej rywalizacji i koleżeńskim kolektywie nawet niedowiarkom zrzedły miny, gdy po miesiącu działań obiekt był gotowy do konkursów i treningów. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że były to czasy Polski Ludowej i ów kolektyw i rywalizacja były wycieczką propagandową. Ba, w artykułach notowano, że skocznia powstała m.in., by uczcić urodziny Józefa Stalina…
Na słomie też można!
Polityka, polityką, ale tutejsi narciarze zyskali. Szczególnie ci młodsi. Dobra lokalizacja, bliskość (jeszcze) tramwajowego przystanku sprawiały, że przyszli mistrzowie nie mieli problemu z dotarciem na trening. Ale obiekt miał też swoje problemy. W okolicy, choćby w Szczyrku, fruwających narciarzy można było spotkać w wyższych partiach gór. Śnieg utrzymywał się tam przecież stosunkowo długo, dzięki czemu trenować można przez kilka miesięcy w roku. W Cygańskim Lesie już nie. Wysokość, temperatury i opady nie te…
Ale lokalni działacze narciarscy znaleźli rozwiązanie i jeszcze na początku lat 50. wprowadzili dodatkową opcję dla skoczków. W "sezonie martwym", czyli latem, dali im możliwość treningu i rywalizacji.
– Mam takie zdjęcie z Cygańskiego Lasu. Stoją na nim Stefan Nikiel (z lewej) oraz Jakub Węgrzynkiewicz (z prawej). Zrobiono je w czasie skoków latem. Na zeskoku wyłożono słomę, bo o igielicie można było wtedy pomarzyć – mówi Krzysztof Nikiel.
I faktycznie. Rzeczona fotografia, zamieszczona w artykule, musiała być zrobiona, gdy aura była letnia. W tle widać przecież dwóch chłopców w krótkich spodenkach. Ale nie tylko dlatego mamy pewność, że w Cygańskim Lesie blisko siedemdziesiąt lat temu skakano również latem. W "Sporcie" z 22 listopada 1951 roku, w większym artykule o bielskim "Ogniwie" czytamy:
W sekcji narciarskiej Ogniwa, zaliczanej do najlepszych na Śląsku, dużo się zmieniło w martwym sezonie. Na konferencji działaczy i trenerów, której celem było omówienie zagadnień szkoleniowych i kalendarza imprez w sezonie 1951/1952, zadecydowano, że Bielsko będzie centralnym ośrodkiem narciarskim. Dokonano również wyboru nowego zarządu. Obecnie funkcje przewodniczącego sekcji sprawuje ob. Kalinowski.
W ciągu ubiegłej jesieni narciarze bielscy własnymi siłami przerobili skocznię narciarską w Parku Ludowym. Wykombinowali matę słomianą i w początkach bieżącego miesiąca przeprowadzili atrakcyjną imprezę - konkurs skoków na słomie przy świetle elektrycznym, który zgromadził na starcie około 30 skoczków niemal wszystkich klubów Śląska.
Innym problemem były fundusze. A raczej ich brak. W pierwszych latach funkcjonowania przy skoczni pracował gospodarz, albo miał pracować. We wrześniu 1952 roku redakcja "Dziennika Zachodniego" dotarła do informacji, że osoba troszcząca się o obiekt, pan Kwaśny, nie może wykonywać swoich obowiązków, bo zwyczajnie nie ma za co. Władze lokalne tłumaczyły wówczas, że pieniądze wysłały do Katowic już wcześniej, bo w kwietniu, a stamtąd "jednak dotychczas nie nadeszły"…
Przyszłość pokazała, że w Cygańskim Lesie - na szeroką skalę – narciarska skocznia funkcjonować nie mogła. Tej wybudowanej w 1950 roku nie wykorzystano w pełni. W latach 80. powstał obiekt, który nazywano konstrukcyjną katastrofą. Skakało się na nim wyżej, niż dalej. Zagrażało to zdrowiu i bezpieczeństwu zawodników. Na początku XXI wieku, jakby równocześnie z falą "Małyszomanii" skocznię tę rozebrano. Dziś pozostał po niej jedynie zeskok i pewien element lokalizacyjny. Wielu bielszczan mówiąc "pod skocznią", myśli właśnie o terenach w Cygańskim Lesie.