Radzę się zapoznać... Odsyłam do... Polecam lekturę... Zalecam czytanie ze zrozumieniem... Proponuję uzupełnić braki, w razie czego służę pomocą... Zachęcam do przeczytania...
Gdy czytam takie teksty, myślę, aha, raczej facet, raczej w moim wieku lub starszy, raczej łysiejący, prosta ta kantata. Czuje się zagrożony pośród rosnącej liczby młodszych zagarniających ten świat i pchających go w jakimś swoim kierunku, posiadających swoje inne słowa, swój kod, swoje, inne opowieści, często ekspansywnych, nieprzestrzegających starych, dobrych reguł. Znamy, znamy. Czujemy go w sobie. I facet wypuszcza, jak skunks, zasłony dymne. Niby że zachęca, niby że proponuje, niby, że radzi, niby szczerze, niby że sam przeczytał już dawno, oczywiście, że dawno, nie że teraz szybciutko wyguglał, i że ma utrwalone, można go pytać na wyrywki. Jasne, jasne! Już lecę czytać, co mi poleciłeś. Już biegnę nadrabiać wskazane przez ciebie braki. Tylko, że to nic nie da. W ogóle nie o to chodzi. To tylko zasłona dymna.
Cały internet tym czuć. Co poradzić? Skunks też zwierzątko boże.
Nie tylko internet. Idę sobie, idę, albo jadę sobie komunikacją publiczną, jadę, i słyszę, jak on tłumaczy, wyjaśnia, objaśnia. Głupio i z pewnością siebie. Wszystko o wszystkim. Od: „dlaczego takie są te autobusy” po „ja ci wytłumaczę, o co chodzi z tym klimatem”.
Zjawisko nie maleje, ale narasta wzmocnione przez modę na eksperckość. Zostać ekspertem jest dziś najłatwiej na świecie. Wystarczy przez pół godziny obejrzeć kilka eksperckich filmików i jest się posiadaczem całej możliwej wiedzy. Można iść nauczać.
Przypominam sobie, miałem dwadzieścia chyba lat. Jak ja tego nie znosiłem! Tych starych mędrców! Wtedy się nie zastanawiałem. Byłem przekonany, że oni rzeczywiście wierzą w swoje mądrości i że to poczucie mocy pozwala im na te pouczania, kazania, nadużywania palca wskazującego. Teraz jestem po drugiej stronie i wiem, że z poczuciem mocy to się nie wąchało. Przeciwnie.
Oczywiście, jako dwudziestolatek miałem swoje zasłony dymne, z bezradności, z rozgoryczenia, bardzo gryzące i zawsze z poczuciem, że choćby nie wiem co, odbiję się od ściany ich pewności siebie, ich znajomości, ich układów, ich świata, którego są panami. O, ułudo! Pamiętam, jak odkryłem wtedy wiersz Andrzeja Bursy „Dyskurs z poetą”. Przychodził mi na myśl zawsze, gdy się zderzałem z mądrościami i pouczeniami tamtych. Dwa razy go użyłem w samoobronie. Przytoczę.
Jak oddać zapach w poezji...
na pewno nie przez proste nazwanie
ale cały wiersz musi pachnieć
i rym
i rytm
muszą mieć temperaturę miodowej polany
a każdy przeskok rytmiczny
coś z powiewu róży
przerzuconej nad ogrodem
rozmawialiśmy w jak najlepszej symbiozie
aż do chwili gdy powiedziałem:
"wynieś proszę to wiadro
bo potwornie tu śmierdzi szczyną"
możliwe że to było nietaktowne
ale już nie mogłem wytrzymać.
I chodzi stary Sokrates po ulicach Aten i wyłapuje tych, co wiedzą.
- Wiesz? Powiesz mi? Ale wiesz na pewno, czy tylko tak uważasz? To spróbujmy rozdzielić, co wiesz od tego, co uważasz. Bo ja nie wiem. Chętnie pogadam, bo nie wiem. Może, jak pogadamy, czegoś się dowiemy.