Dzisiaj trochę nietypowo, bo mój felieton będzie typowym słowem na niedzielę. Wszystko to dlatego, że dzisiejsze czytania Biblijne, a zwłaszcza jedno jest fantastyczną lekcją pokazującą mechanizmy naszego społeczeństwa, które to mam wrażenie w ostatnich tygodniach pracują ze zdwojoną siłą.
Pierwsze czytanie przeznaczone na dzisiejszy dzień to czytanie z księgi proroka Jonasza. Dla tych, którzy nie obcują na co dzień z Pismem Świętym należy powiedzieć, że księga ta jest co najmniej dziwna. Chociaż historia Jonasza jest bardzo ciekawa to istnieje w tej części wątek, który nijak nie ma się do całości. Otóż w tej księdze wszyscy chcą słuchać Pana Boga, wszyscy oprócz jednej postaci – tytułowego, najważniejszego, wybranego przez Boga proroka Jonasza. Tylko on się buntuje, ucieka i na siłę próbuje wymusić na Stwórcy zmianę planów względem niego.
Jakie to były plany?
Otóż Jonasz miał iść do Niniwy, miasta przez siebie znienawidzonego i głosić jego ludowi wezwanie do nawrócenia. Intuicja Jonasza była trafna i zawierała dwa solidne argumenty przeciw. Pierwszy: …i tak nikt mnie nie posłucha, bo jestem wrogiem. I drugi: jak mam głosić ocalenie ludowi, którego sam nienawidzę i wolałbym, aby nie istniał?
Jak możemy się domyślić, nie tak jak wyobrażał sobie Jonasz potoczyły się jego losy. Po ucieczce od Bożej Woli w końcu się jej poddał i głosił w Niniwie wezwanie do nawrócenia mieszkańców, do których nie pałał sympatią. O dziwo, mieszkańcy zamiast go odrzucić przyjęli jego napomnienia.
Jaki z tego morał?
Morał z tego taki, że znaczna część nienawiści tego świata bierze się ze stereotypów, które nami rządzą. Zastanówmy się ile w nas jest stereotypów. Dziś najbardziej jawne to te polityczne. Ilu ludzi stało się dla nas wrogami, bo sympatyzują z tą czy inną partią? Od ilu ludzi się odwróciliśmy, bo są innej wiary, rasy, koloru skóry, światopoglądu czy pochodzenia?
…a prawda jest taka, że nikt nie ma monopolu na dobro. Ani Kościół Katolicki, ani żadna partia polityczna, ani konkretna rasa człowieka. Razem, poszukując tego co nas łączy, a nie dzieli, możemy zdziałać zdecydowanie więcej. Czego sobie i Wam życzę.