Jeszcze nie przeliczyli odległości, które dotąd w sumie przemierzyli. Jednak chociaż dopiero są koło trzydziestki, na swoim koncie mają już wiele, wiele tysięcy kilometrów. I wcale nie uważają, że jest to trudne.
Joanna i Artur Antonikowie ze zwiedzania świata zrobili swój sposób na życie. Filipiny, Sri Lanka, Singapur, na krótko Malezja, Wietnam, Laos, Kambodża, Tajlandia, Indonezja, Brazylia. To tylko te dłuższe wyprawy. W Europie preferują wyjazdy okołoweekendowe, jak te gdzie odwiedzili m. in. Norwegię, Holandię czy Belgię. Ostatnia długa wyprawa trwała 65 dni, a wcześniejsza – 4 miesiące.
– Przy planowaniu wyjazdów do Azji czy Ameryki zakładamy wyjazdy nie krótsze jak 2 tygodnie. Krócej się po prostu nie opłaca – mówi Asia. A co z urlopami? – Tak się złożyło, że akurat na czas najdłuższych wyjazdów mieliśmy przerwę w pracy zawodowej. Zresztą znajomi z tego względu wybierają pracę sezonową. Ludzie uciekają od życia korporacyjnego – tłumaczy Artur.
Przyznają, że planując taki wyjazd, trzeba liczyć się ze sporą inwestycją, ale organizując go na własną rękę i rezygnując z usług biur podróży, można sporo ugrać. – Na Sri Lance spędziliśmy w sumie 29 dni, a kosztowało nas to tyle, co tygodniowy wyjazd z biura podróży – dodaje Artur. Sami twierdzą, że są backpackersami, czyli uprawiają indywidualną turystykę z jednym plecakiem, korzystając z transportu publicznego i śpiąc w tanich hostelach. – Zawsze jednak bierzemy pokój z łazienką – podkreśla Asia. – Ale nie korzystamy z 5-gwiazdkowych hoteli.
W zasadzie wszędzie można się dogadać. Podstawą jest język angielski, a gdy nie wystarcza, pomaga tłumacz w smartfonie, a w ostateczności gesty. Nie zawsze jednak są one oczywiste. – Na przykład w każdym z azjatyckich krajów gest przywołania kogoś wygląda jak nasz gest odganiania, co może być przyczyną nieporozumień – mówi Asia.
Z zasady na cel wypraw nie wybierają krajów dotkniętych konfliktami. Nie znaleźli się też dotąd w jakiejś niebezpiecznej sytuacji. – Czasem nawet czuliśmy się bezpieczniej niż w swoim mieście czy w Londynie, gdzie mieszkaliśmy przez jakiś czas – śmieje się Artur. Kwestia bezpieczeństwa to również zdrowie. Podkreślają, że zawsze wykupują ubezpieczenie od kosztów leczenia, wybierając jedno z korzystniejszych. Zawsze także przed podróżą w określony rejon się szczepią. Obowiązkowe szczepienia są poza dyskusją, a na te rekomendowane z reguły też się decydują.
Planując wyprawę, rezerwują tylko pierwszy nocleg, kolejne zamawiając już na miejscu, przez co zyskują dużo swobody w dysponowaniu czasem. Planują całą podróż. W jednym miejscu spędzają 1 do 3 dni. Czym się przemieszczają? – Podróżujemy wszystkim, czym się da, a jeśli tylko jest taka możliwość, to nawet wypożyczamy skuter. Zresztą dlatego zrobiłem prawo jazdy na motocykl – mówi Artur.
Gdzie gotują najsmaczniej? Bez zastanowienia Artur stwierdza, że najlepsza jest kuchnia wietnamska. – Przejechaliśmy cały kraj z północy na południe, dania były różnorodne, ale wszystko bardzo w moim smaku. Za to Asia, jako miłośniczka curry, stwierdza, że serce zostawiła w Laosie, chociaż tamtejsza kuchnia jest mniej zróżnicowana. Najgorzej pod tym względem wspominają pobyt na Filipinach. – Asia jest wegetarianką, a ja też unikam mięsa jak tylko mogę, a tam tylko mięso. Sposób przyrządzania i podawania potraw też nie zachęca – mówi Artur.
Z każdej wyprawy przywożą jakiś drobiazg. Na więcej nie pozwala przestrzeń w ich mieszkaniu. Czasem jakaś herbata, czy kawa. Poza tym podróżując z jednym plecakiem, ciężko zbierać do niego pamiątki. Kawę z Wietnamu wysłali sobie paczką.
Na razie w domu czeka na nich tylko Bimber, kundelek na trzech łapach, którego przygarnęli, bo nikt nie chciał się nim zająć. Pies najdalej z nimi był na wyprawie do Czech. – Mamy koło trzydziestki i staramy się ten czas wykorzystać najlepiej, jak tylko możemy – tłumaczy Asia. – Jeżeli pojawi się dziecko, na pewno nie będzie przeszkodą w naszym sposobie na życie. Oczywiście nie od razu i może nie w takim zakresie jak obecnie.
Jakie plany? Myślą o Maroku. Z jednej strony kraj wart jest zobaczenia, wiele atrakcji prosi się wręcz, by je odwiedzić. Ale nie tylko. – Będąc na Sri Lance, zaczęliśmy surfować, a wiemy, że w Maroku panują doskonałe warunki do surfingu – mówi Artur. – Pewnie spędzimy tam jakieś 3-4 tygodnie, połowę tego czasu przeznaczymy na zwiedzanie, a połowę na surfing.
Podróżnicy chcieliby też zachęcić innych do wypraw. – Język w dzisiejszych czasach nie jest już przeszkodą. Poza tym są blogi, które naprawdę za niewielką cenę zajmują się organizowaniem planu wyprawy i wyjazd nie jest taki drogi. Warto spróbować – dodaje Artur.