4 października w Szkole Podstawowej nr 33 im. K. Makuszyńskiego W Bielsku-Białej, przy ul. Straconki 25, odbędzie się odsłonięcie tablicy upamiętniającej Tadeusza Teddy’ego Pietrzykowskiego (1917-1991), wybitnego pięściarza, żołnierza Wojska Polskiego, więźnia KL Auschwitz, trenera pięściarskiego i nauczyciela wychowania fizycznego. O Pietrzykowskim rozmawiamy z jego uczniem i wychowankiem Bogdanem Dubielem, także nauczycielem wychowania fizycznego i pasjonatem sportu, byłym bielskim radnym.
– Jak poznałeś Tadeusza Teddy’ego Pietrzykowskiego?
– Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. To było 1 września 1965 roku. I on i ja przyszliśmy w tym dniu do szkoły nr 12. On zaczynał tam pracę, a ja naukę, gdyż moi rodzice dostali mieszkanie na Leszczynach.
– Jak wyglądały lekcje wychowania fizycznego prowadzone przez Pietrzykowskiego?
– Były fantastyczne, jednak większym zaskoczeniem była chemia. Pierwszą lekcję tego przedmiotu w siódmej klasie mieliśmy w sobotę. Czekaliśmy z ciekawością na nauczyciela, który będzie nas uczył. I pojawił się on… To właśnie Teddy Pietrzykowski uczył nas chemii.
–Wróćmy jednak do wychowania fizycznego. Jak wyglądały lekcje?
– Na pierwszych zajęciach pobiegliśmy na Bulwary Straceńskie. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to była mała zabawa biegowa. Poza tym bardzo dużo rzucaliśmy kamieniami do celu i uczył nas przekładanki przy wyrzucie oszczepu.
– Właśnie pod wpływem Teddy’ego Pietrzykowskiego zostałeś nauczycielem wychowania fizycznego, a potem się zaprzyjaźniliście.
– Już w siódmej klasie powiedziałem mamusi, że chcę być – jak Pan Pietrzykowski – nauczycielem wu-efu. Gdy chodziłem do Liceum „Asnyka”, to mnie nie uczył, ale utrzymywaliśmy kontakt. Przychodziłem do niego na lekcje, obserwowałem jak pracuje. I wyobraź sobie, że pojechał ze mną do Katowic, gdy zdawałem egzamin na studia.
Po studiach ja pracowałem w dziewiątce, a on nadal w dwunastce. Spotykaliśmy się na zawodach. Był cudownym człowiekiem, miał wpływ nie tylko na mnie, ale na wiele innych osób.
– Rozmawialiście na temat wojny i jego doświadczeń obozowych?
– Tak, już w szkole podstawowej. Jak wspomniałem, chemię mieliśmy w soboty. Jedną godzinę poświęcał na naukę, a drugą opowiadał nam o swoim życiu. To właśnie od niego dowiedziałem się kim byli Maksymilian Maria Kolbe, Franciszek Gajowniczek [więzień uratowany przez Maksymiliana Kolbe - przyp. red.] czy Witold Pilecki. Wtedy się o takich postaciach nie mówiło, a on poznał ich wszystkich w Auschwitz.
– Byliście też razem w Auschwitz…
– To była najważniejsza w moim życiu lekcja wychowawcza. Tadeusz Pietrzykowski był naszym przewodnikiem. Zatrzymał się przy bramie „Arbeit macht frei”, szubienicy Rudolfa Hessa, przeszliśmy przez baraki i cele, w których siedział. Wspólna wizyta pod Ścianą Śmierci zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Myślę, że byliśmy jedną z nielicznych klas, z którą zdecydował się pojechać do Oświęcimia. A na pewno pierwszą.
– Przybliżysz naszym czytelnikom postać Tadeusza Teddy’ego Pietrzykowskiego?
– Pietrzykowski był młodym obiecującym bokserem. Jego trenerem był Feliks Stamm, legendarny wychowawca polskich mistrzów boksu. Jeszcze przed wojną 21-letni Pietrzykowski zdobył wicemistrzostwo Polski w wadze koguciej. Po zajęciu Polski przez Niemców postanowił wyjechać na Zachód, aby wstąpić do formującego się tam wojska polskiego. Niestety, został zatrzymany na Węgrzech i trafił do aresztu, a potem do więzienia w Tarnowie. Stąd 14 czerwca 1940 roku pierwszym masowym transportem wywieziony został do KL Auschwitz. Otrzymał obozowy numer 77.
– Zasłynął z walk bokserskich toczonych w obozie.
– Pierwszą obozową walkę Teddy Pietrzykowski stoczył w marcu 1941 roku. Jego przeciwnikiem był niemiecki kapo Walter Dünning, przedwojenny wicemistrz Niemiec w wadze średniej. Przeciwnik był ponad 20 kilogramów cięższy od wychudzonego, głodnego i słabego Pietrzykowskiego. Koledzy odradzali mu walkę, jednak zachęcony obietnicą otrzymania połowy bochenka chleba Pietrzykowski postanowił stanąć w ringu. Walkę wygrał, a nagrodą był nie tylko obiecany chleb, ale także możliwość wybrania lżejszej pracy. To była pierwsza w historii obozu walka pięściarska z udziałem więźnia. Od tego czasu „Teddy” regularnie stawał w prowizorycznym obozowym ringu. Jego zwycięstwa podnosiły na duchu polskich więźniów widzących, jak Polak pokonuje Niemców.
– W obozie jednak walczył także w inny sposób.
– Teddy zaangażował się także w działalność obozowego ruchu oporu zostając członkiem, założonego przez Witolda Pileckiego, Związku Organizacji Wojskowej. Na obozowej drodze Pietrzykowski kilkakrotnie spotkał się także z ojcem Maksymilianem Kolbe.
– Jak trafił do Bielska-Białej?
– Po wojnie, odczuwając trudy ponad czteroletniego pobytu w obozach koncentracyjnych, nie wrócił już do wcześniej formy sportowej. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie, po czym zamieszkał w Bielsku-Białej, gdzie był nauczycielem oraz trenerem.
– Przyjaźniliście się przez wiele lat, aż do jego śmieci.
– Tak, zmarł nagle w 1991 roku, kilka miesięcy po rehabilitacji Witolda Pileckiego. Bardzo tę sprawę przeżył, można powiedzieć, że „serce mu pękło”.
Rozmawiał Jarosław Zięba, w latach 1991-1994 uczeń Bogdana Dubiela w V Liceum Ogólnokształcącym w Bielsku-Białej.