43. lata temu, rankiem 6 lutego 1981 roku, podpisaniem porozumienia w świetlicy bielskiej „Bewelany” zakończył się strajk generalny podbeskidzkiej „Solidarności”. Protest ten trwał długie dziesięć dni, a swym zasięgiem objął niemal całe województwo bielskie. Szacuje się, że strajkowało ponad 400 zakładów pracy i instytucji – łącznie blisko 200 tysięcy ludzi! Wielu z nich do dziś pamięta tamte dni…
Podbeskidzki strajk był pierwszą w skali całej Polski akcją o charakterze czysto politycznym, gdyż skierowaną przeciwko nadużyciom i pospolitym przestępstwom ludzi z ówczesnego aparatu władzy, funkcjonariuszy komitetów miejskiego i wojewódzkiego PZPR, a nawet zwierzchnikom milicji i służby bezpieczeństwa. – W tamtych czasach wszyscy w Polsce wiedzieli, że władza oszukuje i kradnie. Każdy o tym mówił, ale sztuką było to udowodnić. Nam się to udało – wspominał po latach tamten czas Patrycjusz Kosmowski, ówczesny przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność”.
Przypomnijmy pokrótce chronologię tamtych zdarzeń. Zarzuty związkowców, podniesione po raz pierwszy pod koniec listopada 1980 roku, dotyczyły między innymi czerpania korzyści materialnych z racji zajmowanych stanowisk, nieprawidłowości przy przydziale lub sprzedaży mieszkań i budynków, oszustw podatkowych oraz nieprawidłowości w rozdziale talonów samochodowych i parceli budowlanych.
W połowie stycznia 1981 roku specjalna komisja Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bielsku-Białej potwierdziła w swym opasłym, blisko 150-stronicowym raporcie znakomitą większość zarzutów i wystąpiła z wnioskiem o podciągnięcie do odpowiedzialności służbowej osób, „które działając w administracji państwowej szczebla wojewódzkiego i podstawowego dopuściły się rażących niedociągnięć wykazanych w sprawozdaniu”.
Nic takiego się jednak nie stało. Nie pomogły monity, słane przez podbeskidzką „Solidarność” do Warszawy, na nic zdały się prośby i groźby. W poniedziałek, 26 stycznia 1981 roku, doszło w Bielsku-Białej do dwugodzinnego strajku ostrzegawczego, a gdy i on nie przyniósł spodziewanego efektu, następnego dnia rozpoczął się bezterminowy strajk okupacyjny, który z każdym dniem obejmował coraz to nowe zakłady pracy.
Strajkową centralą była świetlica Zakładów Przemysłu Wełnianego „Bewelana” w Bielsku-Białej. Tam ulokował się kierowany przez Patrycjusza Kosmowskiego 107-osobowy Międzyzakładowy Komitet Strajkowy reprezentujący załogi wytypowanych zakładów pracy z Bielska-Białej, Żywca, Skoczowa, Kęt, Andrychowa i Oświęcimia.
Centralne władze partyjne długo nie chciały dopuścić do podpisania porozumienia, obawiając się, że spełnienie żądań strajkujących, a więc odsunięcie od władzy skompromitowany układ z komitetów, będzie precedensem do podobnych działań w innych regionach kraju. Lech Wałęsa, który początkowo także był przeciwny podbeskidzkiemu strajkowi, w końcu przyjechał do Bielska-Białej. Widząc determinację całego regionu poparł postulaty i wraz ze strajkującymi w „Bewelanie” czekał na wynik negocjacji prowadzonych przez komisję rządową oraz MKS. Rozmowy raz po raz były zrywane. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Rosło napięcie, związkowcy zaczęli obawiać się rozwiązania siłowego.
Zapalną sytuację rozwiązała misja mediacyjna, której na prośbę Wałęsy podjął się sekretarz Episkopatu Polski biskup Bronisław Dąbrowski. W nocy z 5 na 6 lutego przyjechał do Bielska-Białej z propozycją rozwiązania, które oznaczając pełne zwycięstwo „Solidarności” pozwalało także władzy wyjść z twarzą z tego konfliktu. Pomysł był prosty: dzięki poręce Kościoła związkowcy kończą protest, a dopiero wówczas premier „dobrowolnie” odwołuje skompromitowanych urzędników.
Ostatnie rozmowy zakończyły się nad ranem w piątek, 6 lutego 1981 roku - podpisano porozumienie, które kończyło strajk i faktycznie doprowadziło do odwołania szeregu urzędników partyjnych i administracyjnych.
Strajk na Podbeskidziu pokazał siłę związku oraz determinację społeczeństwa z uporem domagającego się respektowania prawa także od przedstawicieli władzy, a zwłaszcza nomenklatury partyjnej. Nie bez powodu jednym z najbardziej popularnych haseł tamtego strajku była parafraza strof Juliana Tuwima: „Niech prawo zawsze prawo znaczy – dla wszystkich!”.
foto: Archiwum podbeskidzkiej "Solidarności"