W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

O takim małym buncie z kawą w tle

O takim małym buncie z kawą w tle

Nie ma chyba nikogo, kto lubi znaleźć się w idiotycznej sytuacji. No chyba że sam tę sytuację tworzy, aby mieć uciechę z reakcji innych, czyli tych którzy tego nie lubią.

Ale zdarza się, że nieracjonalne zjawisko, którego początkowo nijak nie da się pogodzić ani ze zdrowym rozsądkiem, ani z doświadczeniem pokoleń nawet, zaczyna się utrwalać, zadomawiać, aż osiąga poziom na co dzień już niezauważalny, wręcz w odczuciach – naturalny. I tak sobie trwa, powszedniejąc i szokując coraz to mniejszą i mniejszą grupę. Przykład? Chociażby zjawisko politycznej poprawności, które mości się już od wielu lat, na początku szokując, a teraz – no cóż – oburzając w zasadzie już mniejszość. Czasem dotyczy to kwestii wymuszonych przez rozwiązania polityczne, czasem przez obyczajowe. W zasadzie cały świat wokół wypełnia się takimi narzucanymi nam przekonaniami i wartościami, z którymi się nie zgadzamy, podskórnie chcielibyśmy właściwie zapytać „co ja tutaj robię?”, ale nie pytamy. I tak sobie trwamy w idiotycznych sytuacjach, bo nam się nie chce, bo inni też trwają, bo co to zmieni…

I nie jest to znak tylko współczesnych czasów. Przykład? Trzy dekady temu miała miejsce sytuacja, której zostałem mimowolnym aktorem. A było to tak: ostatnie lata czasu słusznie minionego, raczej jesień. Jeden z typowych sklepów samoobsługowych tuż przed zamknięciem. Towaru niewiele, nawet jak na ówczesne standardy Na zewnątrz zmierzch. Jedna z ekspedientek stoi już przy drzwiach i za pomocą łucznika wykonuje funkcję zaworu zwrotnego: tylko wypuszcza, nie wpuszczając nikogo. W sklepie zostało nas już tylko troje: mężczyzna z wąsem w grubych okularach lat ok. 40, kobieta w podobnym wieku i ja – w owym czasie jeszcze student wysłany po jakieś mleko czy coś podobnego. W pewnym momencie zamieszanie. Pomiędzy kasy, takie duże metalowe, popielate z wielkimi klawiszami, stojące w stanowiskach z płyty paździerzowej z ciemnobrązową okleiną, wjeżdża pchany komisyjnie przez dwie ekspedientki sklepowy wózek wypełniony po brzegi… kawą. Sklep już po godzinie zamknięcia, ale towar zgodnie z przepisami trzeba natychmiast wystawić do sprzedaży. Patrzymy we troje, co dalej, a tu jedna z ekspedientek, korpulentna pani w białym kitlu i z trwałą na głowie udekorowaną czepkiem siada za jedną z kas, a druga zamyka za nią drzwiczki paździerzowego stanowiska na zasuwkę i następnie obsypuje ją wokół paczkami kawy pakowanej po 10 dkg. Do pełna. My, klienci, rozumiejąc już, o co chodzi, stajemy karnie w kolejce do kasy i czekamy na sygnał. W końcu jest, wraz z informacją, że zgodnie z przepisami sprzedawać można tylko po dwie paczki kawy na osobę. Jestem trzeci w kolejce, czyli ostatni. Pierwsza kupuje kobieta, płaci, odbiera resztę i wędruje za mnie, na koniec kolejki. Mężczyzna podobnie i ja tak samo. Za każdym razem kasowanie, wydawanie reszty. Wszyscy grają swe role bez zbędnych słów, ze znudzonymi minami; my gramy klientów, one ekspedientki. Nikt się nie ekscytuje, nikt nie emanuje radością ani zdenerwowaniem. I tak krążymy we trójkę, krążymy w bladym świetle sklepowych jarzeniówek w tym idiotycznym tańcu.

Pieniądze skończyły mi się po siódmym albo ósmym kółku. Pani przy drzwiach z kamienną twarzą wypuściła mnie na zewnątrz. Pozostała dwójka kupowała dalej, a ja wróciłem do domu z przypadkowym trofeum.

I dziś jestem pewien tak samo jak wówczas, że wszyscy uczestnicy tej dramy mieli wewnętrzne przekonanie o jej idiotyczności, ale każdy grał swoją rolę bez jakichkolwiek oznak najmniejszego buntu. Kawę obecnie już można kupić, ale czy ludzie się zmienili? Czy ja się zmieniłem?

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart