Miłośnicy historii Bielska-Białej, oglądając znakomity musical o Marii Koterbskiej (zob. recenzję), mogą być zaskoczeni sposobem przedstawienia dziadków autora, rodziców pani Marii. Grani przez Adama Myrczka i Annę Guzik państwo Janina i Władysław Koterbscy ujęci są po prostu jako sympatyczna para starszych ludzi zatroskanych w powojennych realiach o przyszłość dzieci. Syn, z powodu zaangażowania w podziemie niepodległościowe, trafił do więzienia, a młodsza córka, chyba za sprawą namiętnego słuchania audycji Melodie świata prowadzonych w katowickim radiu przez Jerzego Haralda, zamiast studiować farmację – trafiła na estradę.
W naturze musicalu leży uproszczenie i kondensacja libretta, które powinno być swego rodzaju baśnią, a zarazem pretekstem i kontekstem dla piosenek. Można więc takie ujęcie postaci rodziców usprawiedliwić koniecznością skupienia uwagi widzów na głównej bohaterce. A jednak szkoda, że realizując tę premierę właśnie na scenie Teatru Polskiego, twórcy nie znaleźli sposobu na to, by choćby zasygnalizować, jaka to była wyjątkowa rodzina i jakie miała zasługi dla życia muzycznego i teatralnego w Bielsku i Białej.
Mama artystki, Janina z domu Mierowska, była wykształconą pianistką. Według anegdoty opowiadanej przez córkę poznała Władysława w Krakowie. Miał się odbyć jego recital, ale zachorował akompaniator. Nagłe zastępstwo przyjęła Mierowska. „Nie wiem, czy tak dobrze zagrała, czy tak źle, że chciał ją poduczyć… W każdym razie zaczął coraz częściej bywać w Bielsku, a następnie postarał się tu o posadę…”.
Władysław Koterbski (rocznik 1879), absolwent konserwatorium w Krakowie, był skrzypkiem, dyrygentem, kompozytorem i pedagogiem muzycznym. To postać niezwykle ciekawa i szkoda, że nie doczekał się dotąd jakiegoś porządnego opracowania biograficznego. Notuję okruchy informacji (większość pochodzi z prac prof. Andrzeja Linerta).
W 1913 Władysław Koterbski wydał w Tarnowie Podręcznik metodyczny do nauki śpiewu i pierwszych zasad muzyki w szkołach ludowych, odnotowany przez historyków pedagogiki muzycznej w Polsce. Oto fragment, który zainteresuje aktywnych rodziców: „Przed godziną śpiewu należy izbę szkolną przewietrzyć. O ile dziecko ma chrypkę, ból gardła lub mutację głosu, nie powinien uczący pozwolić mu śpiewać. W czasie śpiewania należy uważać na postawę i ułożenie ciała u uczniów, a mianowicie, by śpiewając zawsze stali, pozycja ich ciała była zawsze swobodną, naturalną, głowa pionowo wzniesioną, ręce zwisały obok ciała, by nie dozwolić na kiwanie lub krzywienie się w czasie śpiewania. […] Dzieci nie powinny śpiewać w klasach niższych nad 3, a w klasach wyższych nad 5 minut jednorazowo. Dzieci nieposiadających muzykalnego słuchu nie powinno się od śpiewu usuwać, lecz umieścić je obok dobrze śpiewających. Przez przysłuchiwanie się bardzo często wyrabia się u takich śpiewających słuch i głos”.
W czasie pierwszej wojny, prawdopodobnie w 1915, Koterbski wydał dwie pieśni na śpiew solowy. Dedykowane kompozytorowi i pedagogowi Władysławowi Bursie ukazały się nakładem krakowskiej księgarni i wypożyczalni nut Antoniego Piwarskiego, drukowane w drukarni Josefa Eberlego w Wiedniu. Pierwsza patriotyczna, pod tytułem Dwie chwile legionisty, napisana została do tekstu księdza Józefa Koterbskiego (brata Władysława) i zaczyna się od słów „W blasku księżyca pośród pól // Na straży wojak stoi. // Nie boi się moskiewskich kul // Ani wojennych znoji…”. Druga piosenka wesoła, do słów autora Mariana Gawalewicza (dramatopisarza i dyrektora teatrów), nosi tytuł Czy ja wiem! („Mówi mama, ojciec, ciotka, w całym domu jedna plotka // Żem kapryśna, to i cóż! // Kapryśnica jestem sobie, może z czasem się przerobię // Jestem jakam jest i już…”). Prowadził też chór we Lwowie.
Od 1918 roku Władysław Koterbski uczył muzyki i śpiewu w bialskim Seminarium Nauczycielskim (dlatego tytułowano go profesorem). Z miastami nad Białką związany będzie do końca życia. Jeśli chodzi o przedwojenną twórczość, odnotujmy jeszcze przynajmniej: operetkę Sąd miłości (prem. w 1924 w Teatrze Miejskim Opery i Operetki w Krakowie, prezentowane gościnnie m.in. w Bielsku i Cieszynie) i opracowanie obrazka muzycznego Legiony to… autorstwa ważnej postaci dla międzywojennego ruchu teatralnego w Białej i Bielsku Rudolfa Luszczaka (rzecz wystawiono w 1934 staraniem Związku Legionistów i Polskiego Towarzystwa Śpiewaczego na scenie Teatru Miejskiego w Bielsku w reżyserii Luszczaka). Prawdopodobnie opracował muzycznie wstawiony w 1932 obraz sceniczny w dwóch aktach Anieli u Piasta i baśń muzyczną dla dzieci na podstawie tekstu Janiny Porazińskiej (1934).
Należał do grona najaktywniejszych animatorów polskiego życia muzycznego i teatralnego w Dwumieście nad Białą. Od 1919 prowadził chór mieszany, od 1930 – chór męski noszący nazwę Polskie Towarzystwo Śpiewackie. Kiedy w 1922 powstało Towarzystwo Teatru Polskiego (sprowadzające do Bielska polskie spektakle, pokazywane na scenie wciąż niemieckiego teatru), od razu – wraz z żoną – zaangażowali się w jego prace; w pewnym okresie pełnił funkcję wiceprezesa. Koterbski był również ważną postacią Sekcji Dramatycznej TTP, powołanej w 1934, a mającej być zalążkiem stałego zawodowego teatru w Bielsku.
Po wybuchu II wojny światowej, jak wielu polskich aktywistów z Bielska i Białej (miast włączonych do Rzeszy i po raz pierwszy połączonych w jeden organizm miejski pod nazwą Bielitz) był zagrożony aresztowaniem przez gestapo. W porę ostrzeżony, schronił się w podkrakowskim Czernichowie, już na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Reszta rodziny została nad Białką – wyrzuceni z zajętego przez Niemców domu mieszkali początkowo w jakiejś suterenie, później Janinie udało się załatwić możliwość powrotu z dziećmi pod stary adres, ale mogli tam zająć tylko pokoik z kuchnią i przedpokojem urządzone na poddaszu.
11 lutego 1945 Armia Czerwona zajęła miasto i skończyła się niemiecka okupacja. Ludzie z przedwojennego TTP, z inicjatywy Wiktora Służałka, Józefa Chrobaka, Zygmunta Jasieniaka i Kazimierza Meresa, wznowili działalność Sekcji Dramatycznej już 21 marca 1945. Zespół, kierowany do 1947 przez Chrobaka (Rudolf Luszczak pełnił funkcję kierownika literackiego; w prace włączyli się oczywiście również Koterbscy) działał do 1949 roku pod różnymi nazwami, najpierw po prostu jako Teatr Miejski w Bielsku, później m.in. Teatr im. Stefana Jaracza Domu Kultury w Bielsku, Teatr Domu Kultury, Teatr Domu Żołnierza.
Byli po wyzwoleniu pierwsi w gmachu przy ulicy 1 Maja, traktując to jako naturalną konsekwencję swoich przedwojennych wysiłków. Chodziło też oczywiście o ochronę „poniemieckiego” mienia teatralnego przed szabrownikami. Pospiesznie zorganizowali pierwsze widowisko, składankę rewiową Wolna posada, do której próby odbywały się w nieogrzewanym budynku. Aktorzy na scenę musieli wchodzić w płaszczach. Oficjalnym rozpoczęciem działalności teatru była uroczysta premiera Krakowiaków i Górali, czyli Zabobonu – śpiewogry (rodzaj pramusicalu) Jana Nepomucena Kamińskiego z muzyką Karola Kurpińskiego, będącej, jak byśmy dziś powiedzieli, sequelem słynnego Cudu, czyli Krakowiaków i Górali Wojciecha Bogusławskiego. Reżyserował Rudolf Luszczak, scenografię opracowali Kazimierz Meres i Elwira Czech-Kamińska, która oczywiście odpowiadała również za ruch sceniczny. W licznej obsadzie spektaklu znalazła się też 21-letnia Maria Koterbska. Był 16 kwietnia 1945. Za trzy tygodnie skończy się wojna, a za pół roku w budynku teatralnym pojawi się zespół Teatru Polskiego Cieszyn–Bielsko kierowanego przez Stanisława Kwaskowskiego z błogosławieństwem ministerstwa kultury (formalnie upaństwowiony później), a którego kontynuatorem jest dzisiejszy Teatr Polski. Pierwotnie jego główną siedzibą był teatr cieszyński, a w Bielsku obydwa zespoły korzystały ze sceny na zmianę, ostro konkurując o względy publiczności. Teatr Chrobaka, Luszczaka, Czech-Kamińskiej i Koterbskich szybko został „przegnany” w inne miejsca. W istocie w nowych warunkach politycznych, jako instytucja społeczna o korzeniach przedwojennych, nie miał żadnych szans na przetrwanie. Kilka osób trafi kilka lat później do zespołu państwowego teatru, między innymi Luszczak i Meres, Czech-Kamińska będzie przez lata choreografką zespołu Śląsk.
Na początku 1946 roku zespół (już pod nazwą Teatru Domu Kultury) wystawił prapremierę operetki Władysława Koterbskiego z librettem Rudolfa Luszczaka zatytułowanej Melodia serc (4 lutego). Obaj autorzy planowali ją jeszcze podczas okupacyjnej tułaczki. Temat współczesny – dwa pierwsze akty odnosiły się do przeżyć ludzi w ostatnich dniach przed wybuchem wojny, akt trzeci rozgrywał się już po wyzwoleniu. Rudolf Luszczak zagrał w tym spektaklu rolę Dziennikarza Wiadomskiego…
Jak widać, upamiętnienie Marii Koterbskiej w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej za pomocą musicalu jest pomysłem znakomitym również dlatego, że ma głębokie źródła w polskiej historii tej sceny. Budowanej między innymi przez ojca artystki pospołu z mamą. Państwo Koterbscy w pierwszych latach po wojnie nie byli tylko zalęknionymi o przyszłość dzieci rodzicami, jak można byłoby przypuszczać, patrząc na spektakl Frankla i Mazurkiewicza, przeciwnie, mieli pełne ręce artystycznej, ale też niepewnej politycznie roboty. Pokazana w spektaklu odwaga ich dzieci brała się nie tylko z Marii młodzieńczej miłości do swingu czy z rozpalonej głowy Kazimierza. To był zysk z kapitału społecznego pozyskanego w domu. W musicalu Viva Maria! nie ma po tym niestety żadnego śladu.
Widzę jednak sposób na trwałą naprawę tej usterki. Przed gmachem teatru stoi ławeczka z brązu (z niebezpiecznymi, jak się okazuje, ozdobnymi liśćmi – niedawno rozdarłem tam nowe spodnie), obok figura wyobrażająca Marię Koterbską – wszystko to autorstwa Lidii Sztwiertni. Może na tej ławeczce mógłby usiąść profesor Koterbski? Może powinien rozmawiać z siedzącym obok Luszczakiem? Rzeźbiarkę z pewnością ucieszyłoby takie zlecenie. Przy okazji mogłaby stępić kły spodniożerczemu listowiu.