W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Ta nasza Ekstraklasa...

Ta nasza Ekstraklasa...

Wystartowała, choć trochę kazała na siebie czekać. Byli tacy, którzy za nią tęsknili. Byli i są tacy, którym jest zupełnie obojętna, nie zwracają nań uwagi. Za nami pierwsza kolejka PKO BP Ekstraklasy, najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. 

Od lat wywołuje skrajne emocje. Jedni dostrzegają w niej nieudolność, przepłacanych zagranicznych piłkarzy (zwanych nawet „szrotem”) albo trenerską karuzelę, która nie chce przestać się kręcić. Inni postrzegają ją inaczej. Widzą w niej źródło pasji, kibicowskiego zaangażowania, jakiego próżno szukać w innych miejscach Europy czy nawet świata. Zwracają uwagę, jak dobrze medialnie opakowana jest ta nasza rodzima liga (słyszałem określenie „gówno w złotym papierku” - nie zgadzam się z nim). No i stadiony, niegdyś szare relikty lat minionych, dziś – nowoczesne areny, których może zazdrościć nam Europa (zobaczcie włoskie obiekty). Jak to więc jest z tą naszą Ekstraklasą? Traktować ją poważnie czy z dozą dystansu i uśmiechu. Prawda – jak to zazwyczaj bywa – leży gdzieś pośrodku. Albo inaczej – lawiruje między paradoksem a zdrowym rozsądkiem.

Sezon za sezonem, runda za rundą, wierni kibice śledzą ten sam spektakl. Drużyny zmieniają trenerów częściej niż przeciętny Polak zmienia dostawcę internetu. W jednym miesiącu słyszymy o ambitnych projektach i pięcioletnich planach, by w kolejnym prezes, rozkładając ręce, mówił o „planie naprawczym”, „tworzeniu innej wizji” albo „nowym otwarciu”. Oczywiście są kluby, z których można brać przykład. Legia Warszawa zatrudniła Marka Śledzia, speca od szkolenia młodzieży i – zobaczycie – że będzie ogrywała i sprzedawała swoich wychowanków częściej niż dotychczas. Raków czy Jagiellonia też podążają w dobrym kierunku. Ale są i takie, które – pod wpływem wyniku sportowego – schodzą z obranej ścieżki. Mają problemy, z których na tym poziomie nie będą w stanie się wykaraskać (Lechia Gdańsk).

Na boisku też bywa różnie. Już pierwsza kolejka 2025 roku pełna była skrajności. Z jednej strony ładne bramki czy akcje, choćby gol Afonso Sousy, rajd Kamila Grosickiego (zakończony bramką) czy świetna zespołowa akcja Jagiellonii Białystok. Z drugiej: wpadki bramkarzy, choćby Rafała Leszczyńskiego (któremu obrońca mógł lepiej podać piłkę, w myśl starej zasady „bramkarzowi nie graj w światło bramki”) albo pudło Mbaye Ndiaye... z dwóch metrów, na pustą! No cóż, taki już jej urok. Tej naszej Ekstraklasy...

Czasami oglądamy mecze, które przypominają taktyczne szachy, ale równie często są to partie warcabów, w których nikt nie wie, do czego dąży. I wtedy drużyny grają bez hamulca. Cios za cios. A kibicowskie oko, gdyby tylko mogło, to nie mrugałoby z zachwytu. Jeden weekend daje nam niesamowite widowiska, okraszone wieloma golami i dramaturgią na miarę dobrego thrillera, by już tydzień później... raczyć nas przeciągającą się, bezbarwną grą w środku pola. I wynikami 0:0 albo 1:0...

I tu wchodzi kibic. Niezrażony. Cierpliwy. Oddany. Polskie stadiony, nawet jeśli nie wypełnione po brzegi, wciąż pulsują emocjami. To właśnie w tej lidze kibicowskie oprawy potrafią być bardziej ekscytujące niż same spotkania. Po ostatniej kolejce o jednym z transparentów znów było głośno – tym razem „Legioniści” odnieśli się do wystąpienia Barbary Nowackiej przy okazji 80. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz. Przekaz niósł się w sieci.

A może właśnie to jest esencja tej naszej Ekstraklasy? Może nie potrzebujemy ligi perfekcyjnej, w której grają idealnie wyszkolone roboty o kondycji maratończyków i szybkości jamajskiego mistrza, Bolta? Może wystarczy nam teatr, w którym jest miejsce i czas na improwizację? W którym ktoś ma farta albo o czymś decyduje suma przypadków. Czy nie o to chodzi w futbolu? O nieprzewidywalność połączoną z emocjami?

Może więc ta nasza Ekstraklasa faktycznie jest najpiękniejszą ligą świata? I za to ją kochamy...

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart