W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Moje miejsce

Moje miejsce

 

Taki dzień to i felieton musi być w klimacie. Może odwołać się do wspomnień?

Dawno, dawno temu, gdy byłem w wieku lat nastu, zdarzyła się pierwsza kolacja wigilijna, gdy przy stole zasiadłem tylko z moimi rodzicami. Babcia już odeszła od nas, a moja jedyna siostra wyszła za mąż i kolację wigilijną spożywała z mężem u swoich teściów. A ja sam, z rodzicami, niby jak zawsze wcześniej, ale tak nie do końca jak zawsze…

Przed południem choinka. Tutaj zadania były wyraźnie podzielone. Samo drzewko, jego montaż, wypionowanie oraz okraszenie lampkami – to było zadanie mojego ojca, podobnie jak zakończenie łazienkowej męki pływających w wannie karpi. Ubieranie choinki natomiast było zadaniem wspólnym. W tej części rytuału uwielbiałem przekłuwanie michałków i malag, nawlekanie ich na nitkę i wieszanie na gałązkach. Nikt przecież tego nie liczył i można było zdefraudować całkiem pokaźną część czekoladek kupowanych w zasadzie tylko na święta.

I tak, mama co chwila odmeldowywała się do kuchni, gdzie dochodziły wigilijne potrawy, a ja z tatą ubieraliśmy i ubieraliśmy… W tej celebracji przygotowań do wieczoru nic nie przeszkadzało. Ani radio, ani telewizor. W moim domu bowiem w ten dzień, podobnie jak w Wielki Piątek, obowiązywał ścisły post od wszystkiego, także od muzyki i wiadomości, a reklam przecież wtedy jeszcze nie było. I w tej ciszy, jakoś tak bez napięć i nerwów, ubieraliśmy to drzewko. A wiadomo: „jaka Wigilia, taki cały rok”. Taką mądrość serwowała mi moja mama, studząc moją nastolatkową wyrywność, to i się miarkowałem…

A później wieczór, modlitwa, życzenia i kolacja. Na kolację niezmiennie od lat: groch z kompotem z suszonych śliwek, żurek z ziemniakami, karp panierowany z sałatką jarzynową, owoce, chałka z miodem… Dziś chciałbym powiedzieć: błagam, nie modyfikujmy tradycji, jesteśmy przecież jej częścią. Ale wiadomo, z czasem poznajemy innych ludzi, a wraz z nimi inne tradycje, inne potrawy.

A później prezenty… I właśnie z tego wieczoru pamiętam, że te prezenty nie były takie najważniejsze, a dostałem wtedy od mamy płytę Maanamu „O!”, czyli już wiem, obliczyłem – miałem wówczas 17 lat…

I później odsłuchanie otrzymanej płyty, jakże intymne, dalej rodzinne rozwiązywanie gigantycznej krzyżówki w „Trybunie Robotniczej” na ostatniej stronie (jak co roku kupowanej tylko w tym celu) i w końcu odpalenie czarno-białego Lazuryta, gdzie leciała jakaś czechosłowacka fantastyczna opowieść o Golemie. Przed północą wyprawa na pasterkę. To moment oddzielenia się od rodziny, moment zbliżenia z przyjaciółmi przed mszą i po niej. Wspólne życzenia, opowieści, żarty. Moja pasterka taka właśnie była, no może poza tą, kiedy organista zaprosił mnie do parafialnego chóru, gdy miałem może 7 czy 8 lat, bo ładnie śpiewałem podczas mszy. Moim debiutem była właśnie pasterka. Przespałem całą z głową opartą na barierce. Później już organista się ze mną nie kontaktował.

Taka to była moja ostatnia tradycyjna Wigilia. Z tego co pamiętam do tego właśnie momentu wszystko było takie samo, jak według określonego szablonu. Później pojawiły się modyfikacje i trwają one do dzisiaj. I wiecie co? Zatrzymajmy ten świat w jednym momencie dla naszych dzieci i wnuków, dajmy im szansę osiąść tak naprawdę, chociażby przez ten jeden wieczór w roku, pozwólmy im w taki właśnie sposób znaleźć swoje miejsce, do którego będą wracać chociażby w wieku lat 60. Jak ja…

Kochani, wszystkiego co najlepsze Wam życzę…

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart