Łatwo jest komuś przyszyć łatkę. Ciężej ją odpruć. Slogany i stereotypy są w futbolu chlebem powszednim. Jedno zagranie, jeden słabszy mecz mogą na zawsze ugruntować opinię o zawodniku. W tej grupie przez miesiące był polski piłkarz. Sam, przyznaję bez bicia, trochę tej frustracji wobec jego boiskowej postawy uległem tym opiniom. Chyba na wyrost, niesiony narodowym wiatrem niezadowolenia. A teraz okazuje się, że… być może piłkarz ten bardziej (i słuszniej) ceniony jest za granicą, niż w swojej ojczyźnie. Zresztą, nie on jeden…
W ostatnich dniach lipca 2025 roku Jan Bednarek oficjalnie stał się nowym zawodnikiem FC Porto, podpisując kontrakt do czerwca 2029 roku. Klub to wielki. Ceniący Polaków. Mający z nimi raczej dobre wspomnienia. Ot, choćby triumf w Pucharze Europy z Józefem Młynarczykiem w składzie. Cena transferu wyniosła około 7,5 miliona euro, a w umowie zawarto także klauzulę wykupu opiewającą na 60 mln euro. Transfer ogłoszono 28–29 lipca 2025. I zaczęły się medialne podsumowania.
Portugalskie masmedia przyjęły go z dużym entuzjazmem. „A Bola” nazwała go nawet „generałem” i potencjalnym liderem defensywy. Eksperci, w tym były zawodnik FC Porto Jorge Costa oraz komentator Valdo, wskazywali na jego doświadczenie i przewidywaną rolę w budowaniu szatni. Podkreślano, że klub musiał sprowadzić „doświadczonego lidera” po odejściu takich postaci jak Pepe czy Otávio. I trafiło na Bednarka, którego motywacyjne krzyki w szatni reprezentacji wielu fanów odbierało z uśmiechem, wystarczy przeczytać komentarze po meczach (najczęściej tych przegranych przez Polaków). A w Portugalii widzą w nim lidera. Nie znają się?
Bednarek w kadrze grał ostatnio lepiej. W Anglii, mimo spadku Southampton F.C., zbudował sobie silną pozycję. Nazbierał ponad 180 meczów w Premier League. Statystyki z ostatniego sezonu pokazują, że był jednym z tych, którzy tę tonącą łajbę chcieli łatać. Potem przyjeżdżał na reprezentację i… choćby się dwoił i troił, dla pewnej sceptycznej grupy kibiców nadal był „jednym z najsłabszych” w reprezentacji. Nie pomogły mu też wypowiedzi o „spolaryzowanym społeczeństwie”, którymi chyba próbował zamazać plamę po blamażu w Finlandii. A potem wracał do walczących o życie „Świętych”. W całej i znów w serii meczów zbierał dość dobre oceny za grę.
Przejdźmy do samego transferu.
Nie brakowało także głosów mu sceptycznych. Część kibiców FC Porto przyjęła transfer „z rezerwą”. Pisali, że „nie przynosi entuzjazmu”, że jest „doświadczony, ale nie ma dużego nazwiska”. Zwracano uwagę, że choć jest silny fizycznie i dobrze gra głową, to ma ograniczenia techniczne i brakuje mu dynamiki, tak potrzebnej w portugalskiej lidze, gdzie zespoły grają wysoką linią obrony.
W Polsce wypowiedzi również były mieszane. Zbigniew Boniek wyraził lekkie rozczarowanie. Twierdzi, że Bednarek „jest piłkarzem ukształtowanym na pewnym poziomie” i transfer do Porto nie uczyni z niego Beckenbauera. Przekonywał jednak, że gra w lepszym otoczeniu może podbudować jego pewność siebie. Z kolei Grzegorz Mielcarski, który grał w Porto, uznał, że choć transfer zaskakuje i budzi zdziwienie, to trzyma kciuki za udaną adaptację i liczy, że doświadczenie polskiego stopera znajdzie ujście w nowym środowisku.
A mnie się wydaje, że taki klub jak FC Porto, nie sięgnąłby po Polaka, gdyby ten nie gwarantował jakości w defensywie. Zapłacili miliony euro za chłopaka, który na Wyspach naprawdę był ostoją defensywy „Świętych”, przez lata. Mentalnie Janek może tylko w Portugalii zyskać. Jeśli taki potentat, tak mocno podkreśla, że kupuje lidera. No chyba, że faktycznie w Portugalii się nie znają…
Oby tylko nowe wyzwanie przyniosło Jankowi korzyści. Bo szargana problemami kadra na pewno na tym skorzysta.