W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Koniec rewolucji zombi?

Koniec rewolucji zombi?

Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego i po wyborach obejmie władzę tzw. koalicja demokratyczna, data 15 października 2023 zapisze się w historii Polski jako koniec rewolucji. Rewolucji? – zapytacie, pamiętając, że odchodząca władza określała się często jako konserwatywna. A tak, rewolucji, tyle że specyficznej. Tak przynajmniej ustaliliśmy przy trzepaku na Złotych Łanach.

Zaczął X: – To, co PiS robił z naszym państwem, miało wiele cech rewolucyjnego przewrotu. Próbowano opowiadać historię na nowo (wolna Polska zaczęła się jakoby dopiero w 2015). Hodowano nową, „lepszą” elitę finansową i urzędniczą, czemu służyło już na wstępie rozluźnienie kryteriów pozwalających na pełnienie wysokich stanowisk urzędniczych, a przez cały okres – upartyjnienie firm z udziałem skarbu państwa w stopniu wcześniej w nienotowanym. Swoją drogą, ponieważ nie cierpię słowa „elita”, więc jakoś dotkliwie odczułem jego nadużywanie „osiem ostatnich lat”, nie mam pewności, czy to nie jakaś moja mania. Żałosnym symbolem tej hodowli pozostanie na zawsze pewien młody faworyt ministra obrony z poprzedniej kadencji, czyjeś urodziny na scenie opery, oświadczyny w kopalni i kilka innych barwnych epizodów. Podstawą rewolucji powinna być jakaś ideologia, czyli uproszczony obraz świata, łatwy do przełożenia na mobilizujące zwolenników slogany. Tu ideologia tworzona była na bieżąco i transmitowana do głów za pomocą państwowej telewizji i radia oraz gazet regionalnych kupionych w komplecie przez firmę od benzyny kierowaną przez lidera (chyba?) nowej elity finansowej. Te gazety chyba się niespecjalnie przydały, może dlatego, że zakup nastąpił zbyt późno, albo z powodu spadającego czytelnictwa, jak zwykle, prasy. Ale telewizja sprawiła się, że hej. Owe paski z TVP Info przejdą do historii dziennikarstwa, i to nie te nieudane, które jako memy bawiły internet, ale te, które jeśli je ktoś zarchiwizował, mogą posłużyć historykom do rekonstrukcji propagowanej ideologii. Ich esemesowe odpowiedniki, czyli tak zwane przekazy dnia rozsyłane do polityków, żeby wiedzieli, co mają mówić, gdyby zostali zapytani, jaki mają pogląd jakiejś sprawie.

Tu wciął się, jak zwykle, Y:

– Chyba czasami wysyłano im nie tyle stanowisko centrali, ale gotowe sformułowania – dowcipne lub złośliwe zdaniem autorów – które mieli po prostu powtarzać, bo przecież bywało, że wypowiedzi ludzi władzy różniły się od siebie tylko poziomem wykonawczym (dykcja, łączenie słowa z gestem, umiejętność podkreślenie pointy).

– Jakby byli jakimiś prototypami automatów z różnych serii próbnych wypuszczonymi na rynek przed rozpoczęciem produkcji seryjnej.

– ???

– Bo rozumiem, że seryjnie produkowane automaty powtarzałyby przekazy dnia identycznie, a przecież wyraźnie było widać różnice osobnicze. Autorzy tych dziełek nie powinni tego kasować, tylko gdzieś sobie zarchiwizować, a za kilka lat – wydać drukiem. To może być bestseller.

– W każdym razie ja bym na pewno kupił taką książkę.

– Dopóki się toto nie ukaże, a zanim powstaną uczone rozprawy, zaryzykuję felietonową syntezę ideologii, którą wyrażały, bo mimo całej zależności od sytuacji (w czasach PRL nazywanej „mądrością etapu”), pewne rzeczy były stałe. Najważniejsze jej składniki to kompleks i lęk. Z jednej strony była wyrazem kompleksów i lęków. Z drugiej – zawierała ukrytą definicję Polaka jako wiązki kompleksów i lęków, którego trzeba mobilizować, podsycając ten niepokój i sugerując, że lekarstwo zna tylko Nowogrodzka. Przykłady znamy: wstawanie z kolan, walkę z „pedagogiką wstydu”, straszenie LGBT, Czechami z okolic Turowa, obcymi, opozycją jako zdrajcami, Berlinem, Unią, Francuzami uczonymi przez nas jeść widelcem, zniszczeniem tradycyjnej rodziny… Wymieniać można długo…

– Najbardziej lubię ową tradycyjną rodzinę i zwalczanie pedagogiki wstydu – włączyłem się, żeby wtrącić trzy grosze. – Tradycyjna rodzina to rodzina z przeszłości. Ale z jakiej? Z jakiej sfery społecznej? Czy chodzi o dwór szlachecki, z drewna, lecz podmurowany, gdzie służba rodzaju żeńskiego bywała podręcznym haremikiem pana domu ewentualnie panicza przy cichej akceptacji pani domu? A może tę rodzinę z nizin społecznych, która wysyłała kilkuletnie dzieci do pracy w bialskich i bielskich fabrykach włókienniczych (był popyt, bo małe paluszki się przydawały na pewnym etapie produkcji, a trzeba było z czegoś żyć). A może o tę rodzinę z wyższych sfer, w których matka nie karmi piersią swych dzieci, bo nie wypadało – od tego są mamki, nie bawi się z nimi – od tego ma niańki, ani ich nie wychowuje, bo od tego ma guwernerów i guwernantki. A może o rodzinę z sutereny wielkiego miasta, gdzie źródłem dochodu bywała czasem kradzież, a czasem uroda żeńskiej części stadła. A może chodzi o rodzinę typu „morga do morgi” powstałą w celu komasacji gruntów, bez związku z różnicą wieku małżonków i ich ewentualną sympatią do siebie?

Zwalczanie tzw. pedagogiki wstydu było ściśle powiązane z ideą tzw. wstawania z kolan. Chodzi o to, że nie powinniśmy badać, analizować, a najlepiej w ogóle mówić o jakichś negatywnych zdarzeniach z przeszłości naszego kraju, bo w ten sposób Wrogowie (a jesteśmy Otoczeni) mają satysfakcję, a my… No właśnie co? Stajemy się mniej dumni? A dlaczego? Każde wielkie państwo, wielki naród ma jasne i ciemne karty w swej historii. Jeśli umie się z ciemnymi zmierzyć, przedyskutować, przemyśleć – zbiorowo, co wyraża się choćby w dziełach kultury – to raczej dowód na wielkość, świadectwo siły i powód do dumy. A ideolodzy próbowali nam ostatnio wmawiać, że jest odwrotnie. Choć często odwoływali się religii (a raczej jej używali, czasem w tanecznym rytmie), nie zauważyli, że istnieje w katolicyzmie coś takiego jak spowiedź powszechna i spowiedź indywidualna. Po coś. Czy rytuał, który przydaje się osobie, nie jest przydatny dla zbiorowości? Tak tylko pytam. Być może chodziło o to, że przy okazji pedagogiki wstydu można się nauczyć krytycznego patrzenia na współczesność i uodpornić na zabiegi ideologów? W nihilistycznym dekalogu tej ideologii pierwsze przykazanie głosi przecież „ciemny lud to kupi”… – tak mniej więcej ja gadałem.

– Ale przecież – zauważył przytomnie X. – zdobyli władzę w wyniku wyborów i oddadzą w konsekwencji wyborów, gdzie tu rewolucja?

– Marzeniem rewolucji jest zmienić ustrój – dołączył Y, który chciał chyba kontynuować moją myśl, a może tylko uchronić wszystkich przed kolejnym monologiem. – A do tego, jeśli nie jesteś gotowy do przemocy, potrzebujesz większości konstytucyjnej. Tej nigdy nie udało się im zdobyć. Wobec tego znaleziono sposoby i kruczki, żeby z najważniejszych instytucji zrobić zombi…

– Dlaczego zombi? To te stwory, co wychodzą spod ziemi w filmach klasy Ź?

– No. Ź jak zombi. Umarli nieumarli

– To złe porównanie… Może te instytucje to jakieś… jakieś takie ofiary wampira – z zewnątrz wygląd jak zawsze, a w środku nic, wszystko wyssane…

Było coraz bardziej jasne, że nie jesteśmy intelektualnie gotowi ani na noc dziadów, ani na Haloween…

X rzucił: – Może wydmuszka? A jak ozdobiona, to kraszanka…, na Wielkanoc…

Popatrzyliśmy po sobie. Oczywisty synonim ozdobionej wydmuszki każdemu przyszedł do głowy, ale nikt nie odważył się tego powiedzieć. Zrozumieliśmy, że poziom dyskusji w improwizowanym osiedlowym klubie dyskusyjnym przy trzepaku (a właściwie przy śmietniku, wyjście ze śmieciami było pretekstem do spotkania) osiągnął… perigeum. Czas było wrócić do bazy.

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart