Jeśli ktoś podwijał już rękawy szykując się na polityczną batalię ze mną to muszę go zmartwić. Nic takiego nie będzie. Ja nie bawię się w politykę ani w Kościele ani poza nim, bo mnie to najzwyczajniej w świecie nie interesuje. Nie mam zamiaru z własnej woli otwierać puszki Pandory, w której ktoś dna zapomniał wyłożyć nadzieją.
Ja od wielu lat już z zamiłowania jestem dziennikarzem i ma to swoje pozytywne i negatywne strony. Sprawia to, że wyraźnie dostrzegam i rozumiem mechanizmy manipulacji i sterowania opinią publiczną mające na celu przemycenie jakiegoś rozwiązania czy ideologii w opakowaniu walki o podstawowe prawa człowieka.
Chciałbym zadać trzy pytania dotyczące burzy o lekcje religii w szkole. Tak – wiem, że będę musiał zmierzyć się z zarzutami walki o swój własny stołek, ale mi chodzi tylko o logikę, której nie umiem się doszukać.
1. Jak to jest z tą dyskryminacją uczniów?
Usłyszeliśmy piękne wystąpienie gloryfikujące wprowadzenie zajęć z religii na pierwszej bądź ostatniej godzinie lekcyjnej. Wszystko to ma służyć zakończeniu dyskryminacji uczniów, którzy na te zajęcia nie uczęszczają i muszą przeczekać tę jedną godzinę. „Seriooo?” Jakby to westchnęła dzisiejsza młodzież. A co się dzieje moi drodzy w przypadku, kiedy Ci którzy zdecydowali chodzić się na religię i mają ją na pierwszej lekcji dowiedzą się nagle, że ich de facto pierwsza obowiązkowa lekcja następująca po religii zostaje odwołana? Otóż mają „okienko” i muszą czekać na kolejne zajęcia – wtedy to już ich własny wybór, a nie dyskryminacja prawda? Gdzie tu logika? Dlaczego nikt nie przyłożył się do dopracowania zajęć z etyki, żeby dzieci miały realną alternatywę i nauczyły się ludzkich wzorców humanizmu i człowieczeństwa? Może to jednak nie walka z dyskryminacją a przedmiotem?
2. Czy za pracę nie należy się wynagrodzenie?
To pytanie z serii czego uczymy dzieciaki i młodzież. Szkoła oprócz przekazywania wiedzy ma również uczyć sprawiedliwości. A sprawiedliwe jest to, że jeżeli pracuję to należy mi się za to wynagrodzenie, Także, a może i nawet bardziej, kiedy moja praca nie jest obowiązkowa. Tak, mówię tutaj o wliczaniu oceny z religii do średniej. Jak to jest, że człowiek się napracuje, ofiaruje swój wolny czas, energię, zdolności, a później nic z tego nie ma? Nie wierzy się dla ocen – tak to prawda i nie oceniamy tego kto jak wierzy. Ale wiara i religia, chociaż połączone ze sobą, nie są tym samym. Popatrzcie jak to jest, że w szkołach, na przykład artystycznych, są specjalistyczne przedmioty, które oczywiście liczą się normalnie do średniej ocen, a religia nie. Nawet w szkołach katolickich. Czy to nie jest przypadkiem dyskryminacja?
3. Pieniądze albo wiara, dlaczego każecie wybierać?
Zostańmy na chwilę przy szkołach katolickich. Jest ich w Polsce bardzo dużo i – abstrahując już całkowicie od retoryki wpływu uczelni katolickich na historię polskiej edukacji – chciałbym się dowiedzieć dlaczego stawia się dyrektorów tych placówek dzisiaj przed tak okrutnym wyborem, który doprowadzić może do konieczności wydalenia uczniów. Mianowicie od września do szkół wprowadzony zostaje nowy przedmiot. Wiele zostało już o nim powiedziane i każdy czytając podstawę programową może wyrobić sobie swoje własne zdanie na jego temat. Jedno jest pewne – stoi on w kilku kwestiach w sprzeczności z nauczaniem Kościoła. Zatem co teraz dyrektorze? Albo wprowadzasz przedmiot do szkoły sprzeciwiając się nauce społecznej Kościoła, albo robisz po swojemu stawiając się ministerstwu i tracisz wszelkie dotacje? Placówka staje się prywatna, a Ty, żeby przetrwać, musisz pobierać gigantyczne czesne? Czyż to nie jest okrutne?
I tak reasumując. Rodzice opowiadali mi, że kiedyś, gdy zbliżał się czas nabożeństw w kościołach to w telewizji puszczali najlepsze na ów czas programy i seriale, żeby zniechęcić ludzi do uczestnictwa. Dziś odbiera się możliwość uzyskania oceny, każe się czekać bądź zostawać po lekcjach.
Kiedyś walka z Kościołem była jawna, dzisiaj… też jest.