W sobotę TSP gościło w Puławach. W starciu z zespołem, który do ostatniej chwili miał kłopoty finansowe i organizacyjne z przystąpieniem do rozgrywek, Podbeskidzie uległo 1:2. To już nie jest wypadek przy pracy, to niebezpieczna równia pochyła, na której znajduje się drużyna Krzysztofa Brede.
Pierwszą połowę zespół Podbeskidzia zagrał po japońsku: jako-tako. TSP wyszło na prowadzenie w 37 minucie po główce Biernata, asystę zaliczył Czajkowski. Niestety, jeszcze przed przerwą, w doliczonym czasie gry, Kargulewicz zdobył wyrównującą bramkę dla Wisły. Na przerwę drużyny schodziły więc przy remisie 1:1.
Druga połowa zaczęła się od obustronnych nieskutecznych ataków, ale już w 57 minucie drugiego gola dla puławian zdobywa… wychowanek Rekordu Bielsko-Biała, Bartosz Guzdek, który wykorzystał zamieszanie w polu karnym bielszczan.
Piłkarze Podbeskidzia atakowali do końca meczu, ale nieskutecznie. Najlepszą okazję miał w doliczonym czasie gry Ziółkowski, ale kapitalną paradą popisał się bramkarz Wisły.
Porażka w Puławach to kolejna odsłona dramatu, który funduje nam w tym sezonie drużyna Krzysztofa Brede. Z dotychczasowych wyjazdów zespół przywiózł zaledwie jeden punkt, zdobyty w pojedynku ze Świtem Skolwin, w którym TSP przez większość meczu grało w przewadze. Po siedmiu kolejkach „autorski projekt” prezesa Przeradzkiego i trenera Brede ma na swoim koncie zaledwie 6 punktów.
Wisła Puławy - Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1 (1:1)
0:1 Biernat (36’), 1:1 Kamil Kargulewicz (45+1’), 2:1 , Bartosz Guzdek (57’)
Podbeskidzie: Konrad Forenc - Michał Willmann (90’ Bartosz Martosz), Kornel Osyra, Marcin Biernat, Daniel Dziwniel (66’ Szymon Gołuch) - Radosław Zając (66’ Bartosz Bieroński), Michał Bednarski (66’ Marcel Misztal), Paweł Czajkowski, Matej Mršić, Linus Rönnberg (82’Mateusz Ziółkowski) - Lucjan Klisiewicz