W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
SportBB

Holender, nie tak miało być…

Holender, nie tak miało być…

Na ostatnim meczu z Holendrami w Warszawie usiadłem na trybunach. Spóźniony, nie ze swojej winy, na trybuny wchodziłem z dziećmi dopiero w dziesiątej minucie gry. Byłem tym "szczęśliwcem", który miał przejść na Stadion Narodowy, owianą złą sławą, bramą numer 2. Widziałem z bliska, co tam się działo. Setki ludzi stało i czekało na jej otwarcie. Mało kto wiedział, co tak naprawdę się dzieje. Wokół kordony policjantów z tarczami. Ścisk okropny. Krzyki, oburzenie i masowy zawód. Ktoś mówił, że po godzinie 19:00 w powietrzu unosił się gaz. I nie, nie myślcie, że pod bramą numer 2 stały grupy kiboli, którzy szukali awantury z policją. Albo spóźnialscy, którzy przyszli pięć minut przed rozpoczęciem spotkania. Niektóre osoby stały w tym tłumie grubo ponad godzinę. Tam były rzesze dzieciaków z rodzicami, dziesiątki młodych ludzi, którzy przyszli po prostu obejrzeć dobrą piłkę. Miło spędzić piątkowy wieczór. Ale przez organizacyjny bajzel większość ogarnęła frustracja. I zwyczajna, ludzka złość. Na meczach kadry w Warszawie byłem już kilka razy. Nigdy wcześniej nie miałem takich problemów z wejściem. Ba, w pewnym momencie służby podały komunikat, że wszystkie osoby, które powinny wejść przez bramę numer 2 mają przejść pod tę z numerem 10. I tłum ruszył. Parł przed siebie, żeby tylko zdążyć na odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego. Historia zna przecież przypadki, gdy w takich momentach dochodziło do wydarzeń przykrych. Bo niekontrolowany tłum nie raz zabierał nawet życie…A wiecie, co jest znamienne? Że gdy już ci ludzie, w tym ja, dotarli pod pierwszą lepszą bramę (nie była to ta z numerem 10), to… ochrona wpuszczała przez nią każdego. Kontroli, które dotychczas były bardzo szczegółowe, nie było już wtedy w ogóle. Miałem trzy bilety, wystarczyło, że pokazałem jeden… i przeszedłem. Dokumentu tożsamości też nie sprawdził mi nikt. Organizator doszedł chyba wtedy do wniosku, że trochę przeholował i skoczył ze skrajności (szczegółowe kontrole) w skrajność (robione po omacku).

Koniec końców usiadłem na swoim miejscu.

Atmosfera, doping, gra Polaków mogły się podobać. Po golu Kamińskiego trybuny eksplodowały. Głośne śpiewy niosły się po arenie. Ta zbiorowa radość mogła i pewnie wywołała ciarki na plecach niejednego uczestnika tamtego wydarzenie. Ludzie wyciągali telefony i nagrywali meczową otoczkę. Ale potem, w drugiej połowie, pojawiły się race, rzucane na murawę. Tak, to jest skandal. Tym bardziej, że grupa prowadząca doping cisnęła nimi w kierunku własnego bramkarza. Takie zachowanie nie powinny mieć miejsca. 

Ale dostrzegam w tym też drugie dno. 

O tym, że polityka jest obecna na wydarzeniach sportowych nie trzeba nikogo przekonywać. Kibice prowadzący doping przywitali prezydenta, potem wykrzyczeli, co zrobią z premierem. Gdzieś w komentarzach pomeczowych wyczytałem, że późniejsze decyzje mogą mieć związek właśnie z "polskim piekiełkiem" politycznym. Że decyzje organizatorów miały być motywowane wpływami z MSWiA. Stąd być może frustracja tych najbardziej zagorzałych fanów.

Już po ostatnim gwizdku zachowanie rzucających zostało potępione – i słusznie! Na portalach internetowych poświęcono tej sytuacji wiele akapitów. Tyle że trochę mniej pisze się o organizacyjnej klapie, jaką zaserwował PZPN. Gdyby w piątek w Warszawie, choćby pod bramami, doszło do jakiejś tragedii, pewnie internet zalałby się komentarzami na ten temat. Ale nie doszło. Więc tylko nieliczni o tym mówią. Szkoda, bo to sportowe święto, podparte dobrą grą drużyny Jana Urbana i niezłym wynikiem, zostało zepsute. I winni temu są nie tylko kibice.

P.S. Z relacji drugiej strony, tej prowadzącej doping, wynika, że nie pozwolono im wnieść oprawy na sektory. Dlaczego? Bo nie – taki był argument, choć wcześniej były ustalenia. Miał być i zorganizowany doping (pierwszy raz od lat), i oprawa. Organizator się z tego wycofał. Cóż, myślę, że umów powinno się dotrzymywać…

Wydaje mi się, że zorganizowane kibicowanie reprezentacji, cywilizowane i apolityczne jeszcze długo nie będzie obecne na domowych meczach kadry. Po meczu z Holandią obie strony będą miały do siebie pretensje. Często słuszne. A najbardziej ucierpi na tym widowisko. Na kolejnych meczach na Narodowym na telebimie pewnie znów pojawia napisy "machamy szalikami"… 

Szkoda, że tak to się potoczyło.

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart