Podbeskidzie przegrało z Odrą Opole 1:2 (0:1), mimo iż przez ponad 60 minut grało w przewadze jednego zawodnika. Tradycyjnie już dla naszego portalu mecz ocenili były prezes i trener Podbeskidzia. Tym razem byli to Marian Antonik i Ryszard Kłusek.
Marian Antonik założyciel DKS Komorowice, wieloletni prezes klubu, wprowadził Podbeskidzie do II ligi (dzisiejszej pierwszej)
|
Totalna kompromitacja
Ciężko to oglądać. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia, ale po takim meczu trzeba być fantastą, żeby wierzyć, że ten zespół cokolwiek może ugrać. Pierwsza połowa bez jakiegokolwiek konceptu, pomysłu na grę. Drużyna grała z przewagą jednego zawodnika, ale nie miała żadnego pomysłu poza ciągłymi wrzutkami w pole karne. To nie miało totalnie sensu. Najgorsze jest to, że nie widać ognia, chęci zabiegania przeciwników. Beznadziejne tempo. Zdobycie gola i utrata bramki po chwili to koszmar.
Ktoś po pierwszym meczu sugerował, że Podbeskidzie gra lepiej niż jesienią – ja tego nie widzę, wręcz przeciwnie grają gorzej, a dzisiaj grali tragicznie. Widzę bezradność, brak pomysłu.
Nie widzę wzmocnień, nowych nabytków klubu. Kompletnie nie ma środka pola. Akcje pchane do przodu wciąż w ten sam sposób przez pół godziny meczu mogły zniechęcić do oglądania najwytrwalszych kibiców.
Zamiast 6 punktów po 2 meczach u siebie mamy zaledwie jeden, a po takim meczu jak dzisiaj trudno myśleć o zdobyczach punktowych na wyjazdach.
Podbeskidzie grało prawie 70 minut z przewagą jednego zawodnika i oddało kilka strzałów celnych na bramkę, bo reszta lądowała gdzieć na poziomie II piętra. W tym zespole nie ma kogo wyróżnić, no może jedynie strzelca bramki Kisiela.
Trudno nie być wkurzonym i sarkastycznym. Niestety, „krakowski team” – mówiąc delikatnie – cudu nie dokonał i mam wrażenie, że panowie Kuźba i Kosowski jeszcze dzisiaj lepiej by zagrali na boisku niż sprowadzeni do klubu zimą zawodnicy. Ale chyba nie w takiej roli zostali do klubu sprowadzeni.
Jednym słowem totalna kompromitacja.
Ryszard Kłusek w latach 2003-2005 asystent trenerów Krzysztofa Pawlaka i Jana Żurka w I lidze, w latach 2013-2014 asystent trenerów Dariusza Kubickiego i Czesława Michniewicza w Ekstraklasie, w 2014 roku w sztabie szkoleniowym Leszka Ojrzyńskiego. |
Nie widać kolektywu
"Kości się łamią głowy pękają…" - tak można rozpocząć komentarz po pierwszej połowie, bo więcej było zderzeń głową w głowę i gry wysoką nogą (nie mylić z hokejem i grą wysokim kijem) lub leżenia na ziemi i przerw, niż gry w piłkę nożną. Cztery zmiany w podstawowym składzie dokonane względem poprzedniego meczu przez trenera Podbeskidzia nie wniosły nic, a nawet wręcz pogorszyły jeszcze bardziej styl gry Podbeskidzia. Pierwszy strzał oddany przez Mikołajewskiego w 17. minucie na bramkę, a raczej kilka metrów nad bramką Odry, o czymś świadczy... Może trzeba więcej treningów strzeleckich?
Rzut karny przez bezsensowny faul Abate ustawił ten mecz. Drużyna Odry Opole cofnęła się na własną połowę boiska ustawiając dwie linie 5 i 4 zawodników w odległości 30 metrów od bramki i skutecznie przerywała nieudolne ataki Podbeskidzia. Nawet czerwona kartka dla zawodnika Odry w 20 minucie nie przyniosła zmiany gry Podbeskidzia. Natomiast stałe fragmenty gry, rzuty wolne z bocznych sektorów boiska wołają o pomstę do nieba. Podobnie jak przy treningu strzeleckim, sugeruję zdecydowanie więcej czasu poświęcić tym elementom na treningach. Tak niecelnych dośrodkowań z rzutu wolnych, ze stojącej piłki, nie wykonują nawet najmłodsi adepci piłki nożnej. Wszystkie dośrodkowania albo wpadały na pierwszego zawodnika drużyny przeciwnej albo przelatywały wysoko nad poprzeczką.
W 38 minucie Sitek nie trafił w piłkę (po prostu się machnął) w polu karnym po dośrodkowaniu z rzutu rożnego po czym drużyna grająca w dziesięciu wyprowadziła kontrę, po której tylko Prockowi możemy dziękować, że Podbeskidzie nie straciło drugiej bramki.
Pierwsza połowa wyglądała tak, jakby zawodnicy Podbeskidzia pomylili dyscypliny i grali w… rugby. Wszystkie strzały lądowały bowiem dużo powyżej poprzeczki bramki gości... W piłce nożnej podstawową zasadą jest uderzanie piłkę w prostokąt o wymiarach 244 cm wysokości i 732 cm szerokości. Najlepiej poniżej górnej części bramki czyli poprzeczki.
W drugiej połowie jak i w całym meczu zespół Podbeskidzia "swobodnie" i pewnie wyprowadzał piłkę do 40 m od bramki przeciwnika, po czym tracił koncepcję i głowę do rozegrania piłki w ataku pozycyjnym. Nie będę wystawiał indywidualnie ocen zawodnikom, gdyż musiałbym wystawić same jedynki. Wyróżniłbym jedynie strzelca bramki, młodego Jakuba Kisiela, który przy golu się ładnie zachował: wyszedł na pozycję, przyjął prawą nogą, uderzył z lewej po długim rogu i zdobył bramkę na 1:1, dając sobie i całemu zespołowi radość i nadzieję na dobry wynik. Okazało się jednak, że nadzieja była chwilowa.
Występ Kisiela pokazuje jednak, że należy postawić na młodych zawodników, walczących i chcących się pokazać. Może właśnie teraz nastał czas na to, aby pozyskiwać i stawiać na swoich wychowanków bądź zawodników z regionu, tak jak to kiedyś Podbeskidzie robiło.
Naprawdę bardzo trudne zadanie czeka cały sztab szkoleniowy, jeżeli oczywiście się utrzyma w pracy. I cały zespół, w którym nie widać zrozumienia i kolektywu, a bez tego nie da się osiągnąć sukcesu.