Zdarza się, że na swej drodze spotykamy kogoś, z kim mentalnie całkowicie się rozmijamy. Owszem, stoimy twarzą w twarz, próbujemy rozmawiać na jakiś temat, ale kompletnie się nie rozumiemy, nie trafiamy do siebie i wcale nie chodzi tu o jakieś poglądy.
Lata temu korzystałem z usług pewnej pani stomatolog. I oczywiście na każdą wizytę składał się pewien charakterystyczny dla tego typu wizyt rytuał poprzedzający czynności stricte stomatologiczne. Kurtka na wieszak, miejsce na okulary, zajęcie miejsca w fotelu i oczywiście mała rozmowa, zanim usta nie są jeszcze zajęte czym innym. Tematy rozmowy różne; pogoda, jakieś zabawne wydarzenie, wspomnienie z dzieciństwa, czasem polityka, ale raczej rzadko. I tu dochodziło zawsze do całkowitego rozmijania się mnie i pani doktor. Mówiliśmy o zupełnie innych sprawach, jakbyśmy posługiwali się innymi językami, jak ci Grecy i Bułgarzy z metafory Czerepacha, gdzie jedni potakują, ruszając głową w górę i w dół, a drudzy w prawo i w lewo – w życiu się nie dogadają. Pani doktor coś powiedziała, ja na przykład przytaknąłem, a ona ciągnęła dalej, jakbym zaprzeczył. Ja powiedziałem na przykład, że straszny upał, a pani doktor – ciągnąc temat – przytakuje, że straszna drożyzna. I tak ze wszystkim. Z tego co pamiętam, tak było przy każdej wizycie.
A kilka takich osób w życiu spotkałem. Przy czym o ile ta mentalna mijanka dotyczy jedynie niezobowiązującego small talk, w zasadzie nie ma problemu. Ale zdarzyło mi się kiedyś tak zderzyć z jakimś urzędnikiem, a w urzędzie raczej nie chodzi o pogaduchy o pogodzie. Naprawdę bardzo długo trwało, zanim mnie udało się w końcu wytłumaczyć cel mojej wizyty, a jemu po wielu próbach udało się go zrozumieć. Z reguły jednak takie nieporozumienia wynikające z braku możliwości nawiązania kontaktu kończą się niewielkim dyskomfortem gdzieś z tyłu głowy, no bo przecież nic tak naprawdę od tego nie zależy.
Nie wiem, czy inni też tak mają, bo jeżeli nie, to znaczy, że mam jakiś defekt i być może nawet warto byłoby zainteresować tematem specjalistę. No ale jeśli dożyłem tego momentu, którego dożyłem, to chyba nie odstaję zbytnio od średniej. Sprawa zresztą jest tak błaha, że przecież nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Ale tu mała albo i wcale niemała refleksja; a jeśli jestem w normie i inni też tak mają? Na przykład taki polityk u szczytu kariery! Pal licho, jeżeli nie dogada się z dentystą, ale jeśli napotka na totalną barierę w kontakcie z innym politykiem u szczytu kariery z opcji – powiedzmy – przeciwnej? To już nie wygląda na błahą sprawę, bo z moich skromnych, stomatologicznych doświadczeń wynika, że nie dogadają się w żaden możliwy sposób. Jakikolwiek kompromis jest po prostu nierealny, bo będą się mentalnie odpychać jak te same bieguny magnesu, nawet gdy tylko będą próbować się umówić na śniadanie w jakiejś leśniczówce. Nie ma szans.
Tylko że od mojej Pani dentystki zależał jedynie mój własny, autonomiczny i niezależny zgryz…