Jakiś czas temu byłem na zebraniu szkolnym u syna. Po części poświęconej ocenom, wycieczkom itp. specjalnie zaproszona Pani Psycholog miała uświadomić rodzicom niebezpieczeństwa, związane z uzależnieniem dzieci od smartfonów. Mówiła nawet ciekawie, przytaczała wiele danych i przykładów. Sęk w tym, że gdy spojrzałem wokół, większość rodziców zajęta była w tym czasie… przeglądaniem własnych smartfonów.
Tak, to prawda, że dzieci są uzależnione od internetu i telefonów. Ale to tylko część prawdy. Druga część brzmi tak: obecne dzieci wychowywane są przez rodziców, uzależnionych od internetu i telefonów. To my stworzyliśmy im ten świat. Świat, z którym sobie nie radzą.
Dlatego warto czytać Jonathana Haidta. Po polsku dostępne są jego książki „Rozpieszczony umysł. Jak dobre intencje i złe idee skazują pokolenia na porażkę” (napisana wraz z Gregiem Lukianoffem) i „Hipotezy szczęścia. Odnaleźć nadzieję w klasycznej mądrości”. Teraz ten amerykański psycholog społeczny proponuje nową fascynującą pozycję – „The Anxious Generation. Why social networks are causing an epidemic of mental illness among our young people" czyli „Niespokojne pokolenie. Dlaczego media społecznościowe powodują epidemię schorzeń psychicznych wśród młodych ludzi”.
Haidt przytacza dane, ilustrujące tendencje wzrostowe zaburzeń psychicznych wśród nastolatków, ale porównuje też środowiska, w jakim dorasta współczesna młodzież z warunkami, w jakich wychowywały się poprzednie pokolenia. Opisując negatywny wpływ technologii, przede wszystkim social mediów, Haidt sugeruje też, co trzeba zmienić, by świat młodych wrócił do jako takiej równowagi. Między innymi proponuje, aby w szkołach nie używać smartfonów, ustalić minimalny wiek 14 lat na posiadanie telefonu oraz 16 lat na dostęp do mediów społecznościowych. Haidt – w ślad za „Rozpieszczonym umysłem” – bardzo krytykuje wychowanie zdominowane przez dyktaturę bezpieczeństwa kosztem wolności i doświadczenia. W poprzednich pokoleniach dzieci dorastały, bawiąc się na polu bez nadzoru dorosłych. Dziś to niemożliwe: dziecko jest cały czas pod czujnym nadzorem, nieustannie kontrolowane. Nie oszukujmy się, przecież rodzicom smartfony służą przede wszystkim do kontroli! Co zresztą i tak jest iluzją, podtrzymywaną dla własnej wygody…
Wracam do początkowego stwierdzenia, że to my, dorośli, stworzyliśmy dzieciakom taki świat. Spójrzmy choćby na szkołę: przecież rezygnacja ze smartfonów byłaby dla naszych dzieci prawdziwym wyzwaniem logistycznym! Cała organizacja życia szkolnego opiera się na założeniu, że każdy nastolatek ma stały dostęp do telefonu. Odwołanie lekcji, prace domowe, zajęcia dodatkowe – to wszystko wymaga używania telefonu. Uwagi nauczycieli, oceny – smartfon. Rozkład jazdy autobusów, kupno biletu – aplikacje. Możemy zabrać dziecku smartfon, ale w świecie, który stworzyliśmy my, dorośli, skazujemy go wtedy na izolację.
Nie wyleczymy pokolenia naszych dzieci bez uczciwego przyznania się przed samym sobą: my też jesteśmy uzależnieni. Od łatwości, od wygody, od szybkości – czyli od tego wszystkiego, co oferuje smartfon. Zanim zaczniemy biadolić nad kondycja psychiczną dzieci i młodzieży, spójrzmy na siebie. My przynajmniej możemy budować na tym, że dzieciństwo mieliśmy inne. A oni? Nawet nie wiedzą, że świat bez smartfonów może istnieć.