Znicz już nie płonie. Igrzyska XXXIII Olimpiady w Paryżu oficjalnie skończone. W polskim piekiełku nadejdzie czas rozliczeń, ale i… przerzucania win. Igrzyska przyjmą więc inną formę.
Paryż 2024 zapamiętam z wielu względów. Tydzień temu pisałem o Bartłomieju Kurku i siatkarzach, którzy koniec końców zostali wicemistrzami olimpijskimi. Znów podkreślę, że ten medal i droga do niego najbardziej utkwiły mi w pamięci. Dlaczego nie było złota? To proste. Francuzi (w półfinale z Włochami również) zagrali kapitalnie, ocierając się wręcz o ideał. Z tak odbijającymi "Trójkolorowymi" nie wygrałby w sobotę nikt. Wychodziło im dosłownie wszystko. Jakimś cudownym sposobem punktowali nawet, stojąc tyłem do siatki i odbijając piłkę obok naszego bloku. Trzeba im oddać, że złoto obronili zasłużenie.
Paryż 2024 to kontrowersje. Ceremonia otwarcia czy zawieszenie Przemysława Babiarza - do pewnego momentu, patrząc z polskiej perspektywy - były tymi najczęściej przywoływanymi. Potem jednak rozpoczął się pięściarski turniej, a z nim głosy, że to zawody, w których mężczyźni biją kobiety. Trochę o sprawie poczytałem. I nie jest ona czarno-biała. Lin Yu-Ting i Imane Khelif przed igrzyskami przecież walczyły, bez mała od dekady, ale w 2023 roku na mistrzostwach świata zostały zdyskwalifikowane przez Federację Bokserską IBA. Motywowano to wynikiem testu medycznego, wedle którego "nie spełniały wymogów kwalifikacyjnych po teście płci przeprowadzonym przez niezależne laboratorium". Jego szczegóły są poufne. MKOl zaś nie wziął ich pod uwagę. Dlaczego? Bo nie musiał. No i przede wszystkim jest skonfliktowany z IBA. I tu już wkracza gruba polityka. Szefem bokserskiej federacji jest Rosjanin, Umar Kremlew, zwolennik Putina. Jak wiadomo rosyjscy sportowcy w Paryżu mogli wystąpić tylko pod flagą olimpijską. Kto wie, czy Kremlew dokumentem tym nie wrzucił na olimpijski turniej swego rodzaju "konia trojańskiego". W ramach zemsty…
Wielu kibiców udostępnia w sieci prywatne zdjęcia rzeczonych pięściarek. A pod nimi rodzą się setki komentarzy…
Testy płci mogą wzbudzać polemiki. W latach 60. przeprowadzono je u polskich lekkoatletek, które nie miały sobie równych na sprinterskich dystansach. Ewę Kłobukowską tymi testami skrzywdzono, bo tak traktować należy jej dyskwalifikację. Oficjalna wersja mówiła, że z rywalizacji wycofuje się z powodu kontuzji. A prawdziwą przyczyną zejścia z bieżni był donos działaczy z RFN i ZSRR do władz Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych dotyczący rozróżnienia płci na podstawie konfiguracji chromosomów. Donos, przez który chciano osłabić polski sprint. Wspólny skarga państw z dwóch różnych stron muru berlińskiego! Z medycznego punktu widzenia ich zarzut był niesłuszny. Ale skuteczny, bo Kłobukowska odeszła w cień. Potem urodziła dziecko i wiodła życie z dala od sportowego świata. Cóż z tego, że później oczyszczono ją z zarzutów, skoro karierę złamano?
Z drugiej strony mieliśmy kiedyś mistrzynię olimpijską Walasiewiczównę. W 1980 roku, po tym jak została zamordowana, przeprowadzono standardową sekcję zwłok. Jej wynik był zaskakujący. Sprinterka była osobą interpłciową, to znaczy posiadała żeńskie i męskie narządy płciowe (jednak nie w pełni rozwinięte). Badania genetyczne wykazały, że miała też chromosom Y. Rozpoczęła się dyskusja, która w niektórych kręgach trwa do dziś – czy odebrać Stanisławie złoto z 1932? MKOl nie zrobił tego.
Nie wiem, czy jest jedno sprawiedliwe i przy tym skuteczne rozwiązanie. Niektóre federacje nakazują sportsmenkom farmakologiczne obniżanie poziomu testosteronu, choćby ta lekkoatletyczna. Działaniami tymi była objęta Caster Semenya, która cierpi na hiperandrogenizm, co oznacza wydzielanie się zbyt dużej liczby męskich hormonów. Biegaczka stwierdziła jednak, że nie będzie tego robić, bo leki źle działają na jej organizm i ich przyjmowanie godzi w prawa człowieka. Co więc powiedzieć ma (lub miała) Joanna Jóźwik, która z Semenyą przegrywała, a jej poziom testosteronu był w kobiecej normie? Czy brała udział w uczciwej rywalizacji? Przecież za podwyższone normy tego hormonu, tyle że w zawodach męskich lekkoatletycznych, grozi dyskwalifikacja…
Sprawa jest zawiła. Ale trzeba ją rozwiązać. Wprowadzić spójne i sztywne ramy/poziomy. I to raz na zawsze, żeby w przyszłości nikt nie pisał, że "na igrzyskach chłop babę leje"…
Paryż 2024 jeszcze się nie skończył. Mam wrażenie, że nad Wisłą to on się dopiero zaczyna! We Francji kilku naszych sportowców skrytykowało swoje związki sportowe. Wynik medalowy, najgorszy od 1956 roku, tylko pomógł rozwiązać języki. Dawid Tomala, mistrz olimpijski w chodzie z Tokio, oskarżył PZLA o "układy, kolesiostwo, wydawanie i przepalanie pieniędzy, które są publiczne. To są tak ogromne kwoty, a my ciągle słyszymy, że nie ma pieniędzy". Jakub Zborowski, dziennikarz Eurosportu, na antenie uderzył w działaczy związanych z floretem i o ich niejasne decyzje personalne, nie motywowane aktualną formą sportową. Zapaśnik Arkadiusz Kułynycz, po walce o brąz, mówi o tym, że na igrzyska nie mógł zabrać swojego sparingpartnera. Wicemistrzyni olimpijska w kolarstwie torowym Daria Pikulik uderzyła w PZKol, który nie pomógł jej w przygotowaniach tak, jak powinien. A po wywalczeniu przez nią wicemistrzostwa olimpijskiego wtórowali jej komentatorzy Eurosportu. Na oczach tysięcy widzów wypali bez ogródek:
"Działaczy na lotnisko nie zapraszamy. Jedźcie do domu, tam was nikt nie potrzebuje!"
Nadejdzie czas rozliczeń. Bo start na tych igrzyskach kosztował miliony złotych, a przyniósł wynik poniżej oczekiwań. Minister Sportu Sławomir Nitras już zapowiedział, że przyjrzy się sprawie. Tylko znając życie i polską politykę, odpowiedzialnością obciąży się poprzedni rząd. Jego przedstawiciele pewnie nie będą dłużni i odbiją piłeczkę. Będziemy mieli kolejny rozdział w wojny polsko-polskiej! Czekają nas telewizyjne debaty i wpisy na profilach społecznościowych. Chociaż ich treść będzie pewnie okołosportowa, to pozbawiona zostanie głębszych przemyśleń. Nie zatrze podziałów.
Boję się, czy ktoś z poświęceniem, bez politycznego podtekstu zostanie faktycznym uzdrowicielem rodzimego sportu? Bo świat zaczyna nam niebezpiecznie odjeżdżać. Albo już odjechał?