Zmarły 9 lipca Jerzy Stuhr urodził się 18 kwietnia 1947 roku w Krakowie, ale najwcześniejsze dzieciństwo i młodość spędził w naszym regionie – początkowo w Cieszynie, gdzie państwo Stuhrowie na krótko zamieszkali przy rynku w hotelu Pod Jeleniem, a potem w Bielsku-Białej, gdzie do początku lat siedemdziesiątych mieszkali przy ulicy Ratuszowej. Z Krakowa musieli się wyprowadzić się ze względu na profesję ojca i zawód dziadka: Oskar Stuhr, dziadek przyszłego aktora, był bowiem adwokatem, a ojciec postanowił zostać prokuratorem, w związku z tym nie mogli pracować w tym samym okręgu.
Bielsku-Białej zawdzięczał Jerzy Stuhr trzy miłości życia – tu poznał żonę, tu pokochał chodzenie w góry, a wreszcie – tu stawiał pierwsze kroki na scenie. Ale zawdzięczał też temu miastu traumę, która wpłynęła na jego dalsze losy.
W domu się nie przelewało. Ojciec, jako bezpartyjny, nie miał szans na karierę wykraczającą ponad stanowisko zastępcy prokuratora powiatowego. Mama, która nie dokończyła nauki w liceum urszulanek w Krakowie z powodu wybuchu wojny, mieszkając w Bielsku-Białej uzupełniała wykształcenie na kursach wieczorowych i została księgową. Najpierw pracowała w Miejskim Handlu Detalicznym, co Jerzy Stuhr wspominał z rozrzewnieniem, jako że pracownice MHD co roku przed świętami otrzymywały do podziału skrzynkę trudno dostępnych delikatesów, takich jak daktyle czy pomarańcze. Później pracowała w księgowości Teatru Lalek Banialuka, co z kolei pozwoliło nastoletniemu Jerzemu spróbować w ferie pracy biletera, usadzającego dzieci na widowni. Od najmłodszych lat mama zachęcała go do czytania na głos, co uważał za praprzyczynę swojej późniejszej decyzji o zostaniu aktorem. Rodzice urządzali wieczorki brydżowe, podczas których Jerzy uczestniczył w konwersacji opowiadając przeczytane lektury – to też uważał po latach za rodzaj treningu przygotowującego do zawodu. Z kolei weekendowym zwyczajem rodziny Stuhrów, o ile nie odwiedzali krewnych w Krakowie, było chodzenie w góry. Zrodzona wtedy miłość do gór, jak wspominał, została w nim na całe życie. Twierdził, że z tego powodu po latach kupił dom w górach.
Z Barbarą Kóską chodzili do tego samego przedszkola, tańczyli ponoć razem krakowiaczka. Jako nastolatki spotykali się na lekcjach religii w salce katechetycznej. Aktor wspominał, że dziewczęta ze szkoły muzycznej, wśród nich Barbara, lubiły trudnymi pytaniami wprawiać w zakłopotanie katechetę. Warto pamiętać, że w owym czasie chodzenie na religię wymagało niejakiej odwagi, zwłaszcza od uczniów Liceum im. Żeromskiego („Szkoła […] była dobra, mimo że straszna, najbardziej komunistyczna, gdyż dyrektor sprawdzał, kto był na lekcji religii, kiedy i gdzie chodził?”), ale zdaje się, że Jerzy miał silną motywację. Kiedy obydwoje poszli na studia, nie zerwali kontaktu – Barbara studiowała w Akademii Muzycznej w Krakowie (została później cenioną skrzypaczką). Jerzy, który najpierw studiował polonistykę na UJ, oświadczył jej się w klubie studenckim Żaczek. Mieli wówczas niespełna dwadzieścia lat. Ślub cywilny wzięli jesienią 1971 w Krakowie – kościelny w Boże Narodzenie tego roku w Bielsku-Białej.
Wspomnienia Stuhra z czasów bielskiej młodości zawierają wiele ciekawych szczegółów obyczajowych, z których szczególnie ujął mnie drobny detal: wspomnienie o kluczu na szyi. Sam taki w dzieciństwie nosiłem. To się współczesnym rodzicom wyda niewyobrażalne, ale przez wiele lat PRL-u dzieci, nawet z wczesnych klas podstawówki, samodzielnie wracały ze szkoły do domu. Każde z kluczem u szyi, zawieszonym na białej tasiemce. Stuhr twierdzi nawet, że wracał samodzielnie z przedszkola, co chyba trzeba złożyć na karb zawodnej pamięci. Ale zanotowane przez niego oczekiwanie w pustym domu na powrót mamy „z siatami”, a później (dorabiającego nauczycielstwem) ojca z pracy było za jego czasów – i przecież przez wiele lat później – zwykłym doświadczeniem dziecka. Tak samo jak kary cielesne w szkole. – Łapa – słyszał niegrzeczny uczeń od nauczyciela, wspominał Stuhr. W mojej podstawówce, dwie dekady później, prawie się to już nie zdarzało. Prawie.
Jedno szkolne doświadczenie Jerzego Stuhra miało niewątpliwie charakter formacyjnej traumy. Otóż bywał odrzucany przez rówieśników z powodu niemiecko brzmiącego nazwiska. Pradziadek Stuhra pochodził z okolic obecnej granicy austriacko-czeskiej i osiedlił się w Krakowie w 1879. Rodzina szybko się zasymilowała, czego symbolem może być fakt, że dziadek aktora był przed wojną działaczem Narodowej Demokracji, chociaż lubił określać się jako obywatel Europy Środkowej („Mitteleuropejczyk”). Po latach Jerzy Stuhr wyjaśniał reakcje rówieśników, odwołując się do struktury narodowościowej przedwojennego Bielska i Białej. Jego nazwisko alarmowało, że „Niemcy wracają”. Wydaje się, że ważniejsze było tu działanie propagandy epoki gomułkowskiej, która podgrzewała obawy przed „niemieckim rewizjonizmem”, bo był to jedyny motyw, który w szerokich kręgach społeczeństwa mógł legitymizować władzę komunistów i usprawiedliwiać zależność od Związku Radzieckiego. Notabene w jednym z najważniejszych filmów jakie powstały na tej fali – serialu Stawka większa niż życie (premierowa emisja na przełomie 1968/1969) – rolę pięknej Niemki Edyty Lausch (w odcinku czternastym) grała pochodząca z Bielska-Białej Aleksandra Zawieruszanka (zresztą, jak Stuhr, absolwentka „Żeroma”). W każdym razie to odrzucenie, a właściwie odrzucanie z różnych grup, było przez młodego Jurka przeżywane bardzo boleśnie, reagował na nie agresją – i tu pojawia się teatr, jako narzędzie kompensujące. Otóż w związku z tą sprawą Stuhr wspomina, że w 1954, jako uczeń pierwszej klasy podstawówki (Szkoła Ćwiczeń przy Liceum Pedagogicznym na ul. Komorowickiej, zresztą bardzo dobrze ją wspominał), recytował na akademii wiersz Murzynek Bambo. „I właśnie wtedy stał się cud. Stałem pod portretami Bieruta i Rokossowskiego, a moi koledzy siedzieli cicho i mnie słuchali. A gdy skończyłem, to wszyscy, także nauczyciele, którzy smagali mnie linijką po łapach, zaczęli bić mi brawo” – wspominał, dodając że w tym momencie intuicyjnie zrozumiał, że owa umiejętność recytacji, to coś co daje mu szacunek w grupie, to jego „los w kieszeni”. Po latach próbował zmierzyć się z tym doświadczeniem w filmie Spis cudzołożnic (1995; według powieści Jerzego Pilcha). „Nakręciłem scenę w knajpie – wspominał. – Przyszły wszystkie moje bohaterki i wtedy ja mówię: »Jakbym teraz zapytał się tych wszystkich tutaj zgromadzonych, co o tym myślą, że ja jestem protestant, to co by krzyczały?« A wtedy wszystkie kobiety wołają: »Niemiec«”. Niestety, z powodu błędu operatora scena nie znalazła się w filmie, więc gdyby kiedyś ktoś kręcił film biograficzny o Stuhrze, powinien spróbować ją odtworzyć…
Pierwszy występ Stuhra na prawdziwej scenie miał miejsce w 1961 roku, kiedy podczas uroczystości zorganizowanej z okazji 10-lecia Liceum im. Żeromskiego w Teatrze Polskim recytował Lekcję polskiego z Syzyfowych prac. Chodził wówczas na kółko recytatorskie do Domu Kultury Włókniarzy, a później dołączył do prowadzonego przez Mieczysława Dembowskiego – aktora Teatru Polskiego i wybitnego animatora życia teatralnego w Bielsku-Białej, również w zakresie ruchu amatorskiego – tamtejszego Teatru Poezji. Niestety w MDK nie zachowała się na ten temat żadna dokumentacja. Wiadomo jednak, że w 1964 roku zespół zdobył II nagrodę za widowisko na podstawie poezji Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego na III Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Poezji w Szczecinie.
Wiosną następnego roku Teatr Poezji wystawił na scenie Teatru Polskiego Misterium Buffo Władimira Majakowskiego. Reżyserował Mieczysław Dembowski, jego asystentką była Iwona Matuszewska, a autorem scenografii był Jerzy Skarżyński (!). Premiera odbyła się 15 marca 1965 i doczekała się obszernej – zwłaszcza jak na przedstawienie amatorskie – recenzji w „Kronice Beskidzkiej” pióra Janusza Wita (1965, nr 13). Spośród liczącej 35 osób obsady recenzent wymienił z nazwiska sześć osób. Byli to (w kolejności przyjętej w recenzji): Andrzej Dutka, Jerzy Stuhr, Anna Oleksy, Barbara Zawieruszanka, Barbara Jóźwiak i Kazimierz Cholewa. Jerzy Stuhr chyba nigdzie nie odwołuje się tego przedstawienia, choć to prawdopodobnie pierwsza recenzja, w której pojawia się jego nazwisko, a o spotkaniach z Mieczysławem Dembowskim i Iwoną Matuszewską kilkakrotnie bardzo serdecznie się wypowiadał („On i inny aktor, Lech Zarzycki, który na pewien czas osiadł w Bielsku-Białej, zaszczepili we mnie bakcyla teatru!” – mówił w wywiadzie dla „Kalendarza Beskidzkiego” 2013). Może się wstydził, że to Majakowski. Ale czy słusznie? Owszem, wybrane wiersze Majakowskiego recytowano wówczas przy każdej okazji, ale wystawienia dramatów budziły niepokój cenzury począwszy od słynnej Łaźni Dejmka, od której datuje się odwilż w teatrze polskim (prem. 11 grudnia 1954, Teatr Nowy w Łodzi). Misterium buffo, które wystawił Jerzy Grotowski w Teatrze 13 Rzędów, uznawane jest za spektakl, w którym Grotowski – aktywny uczestnik popaździernikowych prób odnowienia socjalistycznych związków młodzieży – „rozstawał się z rewolucją i ruszał za własnym wyzwaniem” (Dariusz Kosiński). Recenzent „Kroniki” podkreślał polityczną wymowę utworu i nie ulega wątpliwości, że zrozumiał go jako dzieło nad wyraz prawomyślne. Ale czy rzeczywiście tak je wystawił Dembowski, czy może jednak z pełną świadomością dotychczasowych „przygód” Majakowskiego w teatrze po październiku. Śledził ówczesne życie teatralne bardzo pilnie, w Teatrze Propozycji (organizowanym w Pawilonie Plastyków) krótko po premierze prezentował ku zgrozie lokalnych recenzentów Kartotekę Różewicza – wiedział co w trawie piszczy…
Jerzy Stuhr lepiej zapamiętał swój drobny udział w Dziadach zrealizowanych w Teatrze Polskim w reżyserii ówczesnego dyrektora Mieczysława Górkiewicza (prem. 19 listopada 1965; Gustawem-Konradem był Wojciech Alaborski, dublowany przez Alfreda Potockiego, a Guślarzem Rudolf Luszczak). Choć nawet nie był nawet wymieniony w obsadzie, bo zgodnie z teatralnym obyczajem statystów oznacza się na afiszu tylko gwiazdkami. To może zresztą jakiś figiel pamięci, bo Stuhr wspomniał o tym występie w następujących słowach: „statystowałem jako mały chłopczyk w chórze aniołków i diabełków…” – a w roku premiery mały raczej nie był, skończył 18 lat… Za to całkiem sporym „diabełkiem” będzie już za kilka lat w Krakowie, jako Belzebub w Dziadach Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze w Krakowie (prem. 18 lutego 1973), ale to już zupełnie inna historia.
Jerzy Stuhr, Marta Zięba – "Wałęsa w Kolonos", Teatr Łaźnia Nowa, prezentacja na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Bez Granic, 4 czerwca 2019. Fot. Sylwia Dwornicka / archiwum SPCZS
Jerzy Stuhr gościł na festiwalu teatralnym Na Granicy w Cieszynie/Czeskim Cieszynie prezentując w latach 90. swój legendarny monodram Kontrabasista. W symboliczny dzień 4 czerwca 2019 roku gościliśmy na festiwalu spektakl Wałęsa w Kolonos z Teatru Łaźnia Nowa z Krakowa (reż. Bartosz Szydłowski), w którym Stuhr w przejmujący, oszczędny sposób zagrał postać tytułową. Znalazł wówczas czas na to, by jeszcze przed spektaklem spotkać się z widzami w kawiarni-czytelni Avion w Czeskim Cieszynie. Kiedy wspomniał o swoim cieszyńskim epizodzie biograficznym, zapytałem publiczność, czy w tych okolicznościach przyznają mu prawo do przedstawiania się jako człowiek „stela”. Jak można się domyślić, cieszynianie z obu brzegów Olzy wyrazili zgodę przez aklamację. Jako bielszczanin żałowałem później tego pomysłu.
Popołudnie Mistrza – Jerzy Stuhr w kawiarni-czytelni Avion w Czeskim Cieszynie, 4 czerwca 2019. Fot. Małgorzata Koniorczyk / archiwum SPCZS
22 lutego 2024 w Teatrze Polonia w Warszawie odbyła się premiera wyreżyserowanej przez Jerzego Stuhra sztuki Tadeusza Słobodzianka Geniusz; reżyser zagrał tam rolę Konstantego Stanisławskiego. Ogłosił, że to jego ostatnia praca teatralna. Planowaliśmy pokazać ją w Cieszynie, na tegorocznym wrześniowo-październikowym festiwalu. Pisząc ten tekst, natrafiłem na zdanie Jerzego Stuhra zapisane dobrą dekadę temu, dotyczące owego dziecięcego mieszkania Pod Jeleniem: skoro życie zaczęło się w hotelu, zapewne w hotelu, podczas jakiejś teatralnej trasy się skończy. Jednak tym razem ominął pan Cieszyn, Panie Profesorze…
Janusz Legoń