W przyszłym roku przypadają sto pięćdziesiąte urodziny Selmy Kurz, słynnej śpiewaczki rodem z Białej. Jej życiorys w różnych publikacjach popularyzował Jacek Kachel, cenne teksty publikowała na jej temat muzykolożka z UJ, bielszczanka, prof. Magdalena Dziadek.
Przypomnijmy tylko, że urodziła się w ubogiej, religijnej rodzinie żydowskiej 15 października 1874 i zyskała międzynarodową sławę, ślub wzięła katolicki i takiż katolicki miała pogrzeb. Prof. Dziadek twierdzi (Selma Kurz – gwiazda z Białej, „Kalendarz Beskidzki” 2014), że Selma została przez rodziców ochrzczona w wierze katolickiej, by zapewnić dziecku przyszłość, więc – wbrew temu, co kiedyś sugerował Jacek Kachel (Selma Kurz – kobieta sukcesu, „Wystawnik” 2018, nr 2) – nie była konwertytką (słowo to oznacza zmianę wyznania, ale chyba przez osobę dorosłą?). W każdym razie wiadomo, że uczyła się w szkole prowadzonej przez Siostry De Notre Dame, co by znaczyło, że już w dzieciństwie była chrześcijanką. Według Kachela jej talent muzyczny odkrył kantor Goldmann, według Dziadek – siostry zakonne. Występować zaczęła już jako dziecko (również w synagodze, miała też wystąpić w chórze teatralnym). Wsparcie materialne, by kształcić głos w Wiedniu, zawdzięczała księciu Nikolausowi (Miklósowi) Esterházemu oraz słynnemu ewangelickiemu pastorowi Teodorowi Haasemu z Bielska. Węgierski ród arystokratyczny Esterházych miał wspaniałe tradycje we wspieraniu talentów muzycznych, do legendy przeszedł patronat, jaki sto lat wcześniej inny Miklós (na drugie József) sprawował przez trzydzieści lat nad twórczością Josepha Haydna.
Jako szesnastolatka zaczęła studia muzyczne w Wiedniu pod kierunkiem Johannesa Ressa. Kształciła się również u Mathildy Marchesi w Paryżu, a także pod kierunkiem Polaków – Jana Reszke w Nicei i Felicji Kaszowskiej w Wiedniu. Zadebiutowała w operze hamburskiej w 1895 roku, od 1899 należała do zespołu opery wiedeńskiej. Początkowo śpiewała mezzosopranem, ale jako sopran koloraturowy zrobiła światową karierę. Kiedy jednak wystąpiła w Krakowie (1909 i 1910) przyjęto ją dość chłodno. Prof. Dziadek cytowała krytyczną opinię Zdzisława Jachimeckiego po występach w Krakowskim Towarzystwie Muzycznym w 1909 roku. Złośliwie pisał również Feliks Jasieński, zwany Manngha. Ten uwieczniony w Słówkach Boya („Feliks Manggha zbiory ma…”) oryginał i kolekcjoner dzieł sztuki, którego ofiarności zawdzięczamy dużą część kolekcji malarstwa polskiego przełomu wieków prezentowanej w krakowskich Sukiennicach (niektóre prace „wychciewał”, a niektóre – jak wspominał Wyczółkowski – nawet podkradał z pracowni artystów, co ci traktowali jako wyróżnienie) oraz obfitą kolekcję sztuki japońskiej (m.in. drzeworyty Hokusaia), którą udało się wyeksponować w Krakowie dopiero dzięki Andrzejowi Wajdzie – był również interesującym eseistą i bezkompromisowym krytykiem sztuki. Nie uznawał kompromisów, również jeśli chodzi o muzykę. Po występach Selmy w Krakowie drwił (bo po młodopolsku nienawidził filistrów) z niemuzykalnych mieszczańskich snobów, których intrygowało, czy Selma wystąpi za 12 koron. A był „cały Kraków, cały Bielsk, cały Kazimierz, rada miejska z prezydentem, wiceprezydentami, prezesem izby handlowej, nie brakowało nawet pana Daszyńskiego”. W swoim felietonie Jasieński relacjonował rozmowę o tym wydarzeniu z redaktorem naczelnym:
„– Młoda? – pyta redaktor.
– Nie bardzo.
– Ładna?
– Nie bardzo.
– Głos piękny i silny?
– Nie bardzo.
– Więc cóż, u licha?
– Bajeczna maszyna «od koloratury». Nic więcej. Zjawisko niebywałe, jak twierdzi J. N. Hock, pod tym względem, że «trzyma» tryl przez 56 sekund. Tego nie robiły ani Patti, ani Nilson, ani Sembrich [słynne śpiewaczki tamtego czasu: Angelina Patti, Christine Nilsson, Marcelina Sembrich-Kochańska]… A że ludzie za taką sztukę płacą chętnie po 12 koron, rada miejska i izba handlowa zainteresowały się tym tak dziwnym, a tak intratnym interesem, zwłaszcza że pani Kurz jest rodem z Bielska. A nuż się uda ją skłonić do zaśpiewania na… benefis deficytu urzędu miejskiego? Czego radzie miejskiej życzę – ale nie sobie. Maszyny mnie nie interesują” (Feliks Jasieński, Selma Kurz, „Głos Narodu” 2 kwietnia 1909).
W programie tego koncertu znalazła się pieśń Chopina Życzenie do słów Stefana Witwickiego („Gdybym ja była słoneczkiem na niebie…”). Jak Jachimecki, tak i Jasieński naśmiewał się z wymowy artystki: „Pani Kurz akcentem «bielskim» zapewniła (nad program), że «gdyby buła słoneczkiem na nebie, po wsistkie ciase spiewała-by tylko dla czebe»”.
Ta drwina była nie tylko wyrazem „szmoncesowego” poczucia humoru o zabarwieniu antysemickim. Kłopot z tożsamością Selmy Kurz miała nie tylko polska publiczność.
W 1910 artystka wzięła ślub – katolicki – z Josephem Halbanem (od 1912 von Halban). W 1912 urodziła – i ochrzciła – córkę Désirée (która zresztą też została znaną śpiewaczką, napisała również biografię słynnej matki; znana była jako Dési Halban). Do tych faktów odnosił się wierszyk autorstwa Fritza Löhnera-Bedy (zginął w 1942 w Auschwitz), wiedeńskiego satyryka i autora librett operetkowych (Kraina uśmiechu, Giuditta), kilka lat później przetłumaczony na polski przez Karola Rosenfelda (poetę i satyryka związanego z Krakowem). I autor, i tłumacz wiersza byli pochodzenia żydowskiego, przy czym Rosenfeld pisał m.in. utwory o tematyce syjonistycznej. Utwór Boska Selma mieli w repertuarze estradowym Józef Urstein (Pikuś) – w Warszawie, Jan Kolischer we Lwowie, Wacław Kiliciński i Marian Rentgen w Krakowie. A szło to tak:
BOSKA SELMA
Lutnio moja w kir żałobny otulona!
Na smutku dziś nastroję cię wysokie C.
Selma Kurz powiła – i uszczęśliwiona
Swój produkt chrześcijański wabi Désirée.
Słyszę gdzieś z oddali ciche, rzewne tony
I łkanie, co w Ból już serca nam spowiło,
Z Bielska to wciąż płyną, z jej rodzinnej strony
Żałosne westchnienia: komużby się śniło?
Chlubny export Bielska, długie ona lata
Świat w zachwyt wprawiała czarem tryoletu,
Zacną mamcię miała, nabożnego tata
Co płatny, na Mynien spieszył do kompletu.
W Erew Szabbes Minchę zmawiał w Domu Boga
Nim laska szamesa w progi jego biła,
Gdy na targ codzienny z mamcią Selma droga
Przy pieśni, troskliwie – gęsi swe karmiła.
Tak wiruje w życiu karuzela Losu…
Już poszła w niepamięć bielska ta zagroda,
Bo z gęsiego smalcu – szmelc pozostał głosu,
A z gęsi — dziś chrzczona jedna gąska młoda.
Przy ołtarzu śpiewa z „Carmen” pieśń dziecięciu
Miss Ehrenstein z czułym galachem przy boku
Halban do chrztu trzyma Désirée w objęciu,
Swój pierwszy, tak wonny kwiat na Blumenstocku.
Lutnio moja w kir żałobny otulona!
Na smutku dziś nastroję cię wysokie C,
Selma Kurz powiła — i uszczęśliwiona…
Tego jeszcze nam brakło, o ty Désirée!
Do wydania książkowego (Karol Rosenfeld, Piosenki kabaretowe. Strofki z za kulis uciesznej nadscenki, Kraków, ok. 1919) dodano przypis wyjaśniający, że ojciec Selmy był „minjanem” (minjan to wymagana w judaizmie liczba dziesięciu Żydów płci męskiej po bar micwie, czyli powyżej 13 lat, niezbędna do odprawienia modłów synagodze, odczytania Tory czy odmówienia modlitwy Kadysz), a matka gęsiarką, że artystka kształciła się kosztem bielskiego Towarzystwa Kobiet Żydowskich, a mąż, zanim zdecydował się przyjąć chrzest, nazywał się Blumenstock. Dodajmy, że wymieniona miss Ehrenstein to znana śpiewaczka Louise von Ehrenstein, córka generalnego intendenta austriackiej żandarmerii...