Ostatnia sobota, a już szczególnie ostatnie jej godziny, upłynęły kibicom w rytm oklasków, którymi nagradzano miejsca kolejnych sportowców w corocznym plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na Najlepszego Sportowca Polski.
W zeszłym roku wygrała Iga Śwątek. W cuglach. Drugi był żużlowiec Bartłomiej Zmarzlik, a trzeci - Robert Lewandowski. I o ile w przypadku dwóch pierwszych miejsc specjalnych kontrowersji nie było, to już najniższy stopień podium takowe wzbudził. Najgłośniej i najdobitniej swoje niezadowolenie wyrażał Paweł Fajdek, wówczas dziewiąty.
W tym roku dyskusja była jeszcze większa, bo napastnik FC Barcelony został sklasyfikowany na 17. pozycji. Zaliczył tym niewyobrażalny zjazd. Ale czy słuszny?
Swoje działa wytoczyli obrońcy "Lewego", sugerujący, że piłkarz tego kalibru, grający w 2023 roku w topowej europejskiej lidze, zdobywający jej mistrzostwo powinien znaleźć się chociaż w dziesiątce. W obronę brali go dziennikarze, wyciągając choćby liczby z hiszpańskich boisk. Bo przecież Robert został królem strzelców sezonu 2022/2023 w La Liga.
Krytycy brali na tapet wyniki w reprezentacji. Albo ich brak. Porażka z Mołdawią, przegrane – na razie – eliminacje do Euro 2024, były ich głównym orężem. I sporo mieli racji. Bo w 2023 roku Robert Lewandowski w reprezentacji Polski zawodził. Cała kadra zawiodła, przegrywając w grupie eliminacyjnej, którą miała przejść niczym walec. Ale to on był jej twarzą i kapitanem. Najjaśniejszym punktem od lat.
A ja sobie tak myślę, że sportowo, to Robert Lewandowski przegrać nie powinien. Sportowo ta dziesiątka mu się należała. Ale…
W 2023 roku krystaliczny wizerunek "Lewego" zaczął się kruszyć. Po wcześniejszych drobnych rysach, jak słynne osiem sekund milczenia po pytaniu o taktykę na mecz z Włochami trenera Jerzego Brzęczka, przyszły duże pęknięcia. Porażka z Mołdawią, czy słaba ostatnio forma w Barcelonie, to jedno. Drugim jest aspekt pozaboiskowy. W mediach społecznościowych Lewandowski, albo odpowiedzialne zań agencje, dotychczas radziły sobie dobrze. Tam budowano ambitnego, pracowitego sportowca, odnoszącego sukcesy nie tylko na murawie. Tyle że w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy ów sportowiec zaliczyły wielkie, PR-owe wpadki. Choćby tę, w której ludzie piłkarza zażądali sprostowania treści mema na jednej ze stron internetowych, tuż po tym, jak Robert przestał być twarzą znanego producenta napojów izotonicznych.
Posypała się wtedy lawina komentarzy. Negatywnych.
Sporo złego zrodziło się też przy okazji wywiadów udzielonych przez niego. Zarzucano mu, że rzuca tymi samymi, bezbarwnymi frazami, nie zabiera głosu w sprawach ważnych. Ale i inni kadrowicze zaczęli mówić. Choćby Łukasz Skorupski. Dzień po dniu na jaw wychodziło, że może i Robert nie jest tak bardzo lubiany w tej biało-czerwonej grupie, jak się wszystkim wydawało. Oliwy do ognia dolewał były menadżer, Cezary Kucharski, który stwierdził, że otoczenie napastnika źle na niego wpływa. Tak skrupulatnie kreowany publiczny wizerunek, podparty sportowymi osiągnięciami zaczął się psuć.
W 2023 roku Roberta Lewandowskiego wiele osób przestało zwyczajnie lubić. Dlatego, moim zdaniem, nie znalazł się w dziesiątce słynnego plebiscytu.
Internet, wpadki i kryzys boiskowy dał "kibicom" pole do wylania żali, jadu i zawiści. Przykre to. Ale i takie polskie. 36-latek, którego czas dobiega końca, a którego następcy boiskowego nie widać, schodzi ze sceny turbowany przez tych, którzy jeszcze kilka miesięcy temu wielbili go. Tych, którzy zawsze przeskakują ze skrajności w skrajność.
Z drugiej strony jest Iga Świątek. U niej gra chyba wszystko. Wyniki na korcie i miejsce w rankingu dają fundament sportowy. Odbiór społeczny tenisistki też jest pozytywny. Polacy są dumni, że mają taką sportsmenkę. Nową ambasadorkę. A ona sama staje się twarzą ogólnoświatowych marek. Niedawno na przykład nawiązała współpracę z LEGO. Wcześniej związała się m.in. z Porsche czy – "zabranej" Lewandowskiemu Oshee.
Mamy zmianę sportowych i marketingowych pokoleń nad Wisłą.
Możliwe jednak, że za lat kilka Iga stanie w tym samym miejscu co dziś Robert Lewandowski. Albo skoczkowie narciarscy z Kamilem Stochem na czele, którym gdy tylko nie wyszedł początek sezonu, wieszczono rychły koniec. Właśnie w takich trudnych momentach część rodaków cieszy się z tego, że noga się podwinęła. Albo krzyczeć triumfalnie: "A nie mówiłem?!".
Bo u nas łatwo stać się ofiarą własnego sukcesu. A plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski od lat jest tego dowodem. I prawdą jest to, co mówił Paweł Fajdek, że to plebiscyt aktualnej popularności, na którą składa się wiele czynników. Jest też substytutem subiektywnych odczuć z domieszką stadionowej rywalizacji.