27 lat temu, dokładnie 2 listopada, stałem na cmentarzu parafialnym w Komorowicach pogrążony w smutku i rozpaczy. To było pożegnanie mojej mamy. Dwa tygodnie wcześniej, w tym samym miejscu, żegnaliśmy mojego ojca. To był zdecydowanie najgorszy dzień mojego dotychczasowego życia. Dziś to tylko wspomnienie.
Wtedy, w ten okrutny i bardzo brutalny sposób dotarła do mnie prawda teoretycznie dobrze mi znana, że wieczność w naszym ludzkim wydaniu jest zdecydowanie za krótka, a ludzkie życie to tylko krótki epizod naszego ziemskiego bytowania. Kiedy tracisz kogoś, kto jest częścią Ciebie, ból i żal jest nie do zniesienia. Czujesz jak serce Ci pęka i rozpada się na tysiące kawałków. Ale jak słusznie ktoś powiedział: czas leczy rany. Powoli zbierasz z powrotem te kawałki pękniętego serducha, okruchy pamięci o ludziach których kochałeś i na nowo składasz, jakbyś lepił rozbity dzban, do którego jesteś tak przywiązany, że za żadne skarby nie chcesz go stracić.
Ta pamięć, pielęgnowana przez nas całymi latami, widoczna szczególnie 1 i 2 listopada na naszych cmentarzach, to kwintesencja naszego człowieczeństwa, dowód na posiadanie przez nas duszy albo - jeśli ktoś woli - sumienia. To ono sprawia, że zjeżdżamy z różnych części świata i odwiedzamy naszych bliskich na cmentarzach. Jeśli minął odpowiednio długi czas od śmierci bliskiej nam osoby – z każdym dniem, tygodniem, miesiącem, rokiem – smutek maleje, pozostaje nostalgia, dobre wspomnienia.
Dzień Zaduszny - to spotkanie w innym wymiarze, trudne do pojęcia naszym ludzkim rozumem. Tak samo zresztą jak modlitwa za zmarłych, często wypowiadana szeptem, tak żeby innym nie burzyć spokoju i skupienia.
Stoję jak co roku przy grobie moich rodziców. Nie jest mi smutno i nie jestem pogrążony w żałobie. Powracają wspomnienia i obrazy z przeszłości. Mamy „chwilę na pogadanie”. Jeśli czegoś żałuję, to tego że kiedyś tych chwil wystarczająco dużo dla nich nie miałem, kiedy jeszcze mogliśmy pogadać przy kawie czy herbacie.
Jesteśmy częścią świata, który nas otacza, w którym żyjemy, co oczywiście ma swoje konsekwencje. Mimo gigantycznego postępu technicznego i mnóstwa ułatwień w naszym codziennym życiu, mamy coraz mniej czasu dla siebie. To swoisty paradoks naszych czasów. Tak samo jak to, że - jak dowodzą badania - jesteśmy bardziej samotni niż kiedykolwiek w historii.
Tymczasem tu na cmentarzu jego „mieszkańcom” już się nigdzie nie spieszy. Oni swoją podróż już odbyli i nic już nie mogą zmienić.
My wciąż jesteśmy w drodze.