Tak brzmi tytuł powieści, która kilka dni temu trafiła na półki księgarskie. Jej autorem jest Stanisław Noworyta, bielszczanin. Ale związki powieści z Bielskiem-Biała nie ograniczają się do miejsca zamieszkania autora. W tej wielowątkowej powieści jest sporo bielskich przeplatających się wzajemnie nitek, które utworzyły tę bardzo wciągającą, powieściową tkaninę. Nasza redakcja poprosiła autora, by opowiedział jak tkał swoją powieść.
Stanisław Noworyta: To było ponad 10 lat temu. Romek (syn Władysława Nehrebeckiego) zwrócił się do mnie po swoim procesie o prawa autorskie. Mnie ten spór sądowy za bardzo nie interesował, ale powiedziałem, że jeśli ma jakieś papiery, to chętnie się z nimi zapoznam. Powiedziałem Romkowi, że „o procesie to już wcześniej pisał Kafka, a ja mogę napisać o Nehrebeckim, bo kogo interesował będzie wieloletni proces o prawa autorskie do Bolka i Lolka? Tylko tych co brali w tym udział. A format Twojego ojca jest zupełnie inny – zawiera w sobie pewne symbole, pewną epopeję tamtego pokolenia, które ja nazwałem „pokoleniem 23” (1923 to rok urodzenia Władasława Nehrebeckiego)”. Rozpoznałem Jego sylwetkę i psychikę - to był człowiek dość łatwo poddający się pewnej sugestii; wierzył w wiele „zabobonów”, ale któż z nas nie ma takich swoich zabobonów?
W trakcie zagłębiania się w temat zaczęły pojawiać się pewne niejasności. Kogo pytać? Romek twierdził, że ojciec urodził się w Borysławiu; ja miałem dokumenty, że w Tustanowicach, a na rosyjskim portalu jako miejsce jego urodzenia pojawia się Schodnica. Romek nic o tym nie wiedział i skierował mnie do swojej przyrodniej siostry Marzeny – może ona będzie coś wiedziała? Dostałem od Romka jej numer telefonu, zadzwoniłem i usłyszałem, że jak będę coś pisał o Nehrebeckim bez jej zgody, to spotkamy się w sądzie.
To był moment zwrotny, który pomógł mi przyjąć formułę książki - nie biografia, nie opis procesu, tylko powieść. Bo życie każdego człowieka jest powieścią – składa się z faktów i fabuły.
Gdy w rozmowie z wydawnictwem wspomniałem o przyrodniej siostrze Romka, która stwarzać może pewne problemy, to aż podskoczyli z wrażenia i sugerowali aby to nagłośnić, bo to będzie wspaniała promocja dla książki. To było na początku drogi i mnie to w ogóle nie interesowało.
Wszedłem w formułę powieści. Były pewne wątpliwości. Choćby te dotyczące miejsca urodzenia. Dotarłem do informacji o szkole w Schodnicy i prześledziłem pierwsze 3 klasy w roku 1933. W każdej z nich pojawiało się kilku Bili – było ich trzech, pięciu a nawet siedmiu. Gdy zagłębiałem się w fakty i historię to robiło się coraz gęściej.
W szkole uczono nas o dwóch najeźdźcach we wrześniu 1939. Nic nie mówiono o Słowakach Bernolakach i antypolskim powstaniu ukraińskim wywołanym przez… Canarisa, które trwało aż do wejścia Rosjan na tamte tereny. Wtedy i tam rozpoczyna się akcja mojej powieści. Kiedyś Romek opowiedział mi o pewnym zdarzeniu z jego młodości, gdy z rodzicami pojechali na wycieczkę pod namioty do Turyngii w NRD, a ojciec pokazał im miejsce gdzie schowany był skarb Hitlera. Byli tam i ojciec chciał pokazać ten szyb, którym schodził w głąb ziemi; ale nie było już dostępu. Opowiadał im też, jak wychodząc po drabinach do góry wypadł mu z plecaka kielich. Mnie to wystarczyło, aby zbudować całą fabułę.
Ja urodziłem się w obozie i ta tematyka jest mi bardzo bliska, więc do książki wprowadziłem mnóstwo własnych faktów, które znałem z przekazu rodzinnego. Gdy pracowałem w Weluxie, to w transporcie był człowiek (Midor), który opowiadał o swojej pracy w Niemczech w czasie wojny. Jego też umieściłem w tej książce.
W tej powieści jest wiele odniesień do życia w PRL w latach 50.,60. i 70. w Bielsku-Białej. Jest tam tow. Drewniak, tow. Szczepanik. Jest też o rywalizacji i wzajemnych „podchodach” pomiędzy studiami filmów rysunkowych. Strzępy rozmów, różne okoliczności, pojedyncze zdania i uwagi wypowiedziane przez pracowników SFR i inne osoby, do których dotarłem - zbudowały mi fabułę.
Gdy tworzyłem tą książkę dałem jej roboczy tytuł „Masz nazwisko”. Wiedziałem, że mogę mieć problemy z Marzeną i zmieniłem tytuł. Z tego między innymi powodu książka musiała czekać 3 lata zanim weszła na półki księgarskie.
Stanisława Noworytę, autora książki Chodźmy na łąki nad Schodnicą, wysłuchał Krzysztof Kozik. Książka jest do nabycia w Księgarni pod Klimczokiem i U Stankiewicza.