Dzięki temu, że w pewnym momencie wyszłam do ludzi, moja cierpliwość do córki wydaje się być obecnie niewyczerpana.
Mogę po raz trzydziesty w ciągu dnia pić wyimaginowaną herbatkę z plastikowego kubeczka i zachwycać się, jaka jest pyszna, czy też układać puzzle z Psiego Patrolu piąty raz z rzędu. Bez cienia złości mogę znosić wszelkie objawy buntu dwulatka czy gorsze momenty i wreszcie rozumiem, że dziecko też ma do nich prawo. A wcześniej tak nie było.
O swoich matczynych doświadczeniach pisze Agnieszka Wacięga. Cały tekst znajdziesz tutaj.