W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Szkoła! Szkoła!

Szkoła! Szkoła!

Zaczynam za moment dwudziesty siódmy rok mojej pracy zawodowej, fajnej, twórczej, inspirującej, odmładzającej i co tam tylko jeszcze dobrego można by o pracy nauczycielki napisać. Zawsze z dniem 1 września szkoła staje się nowa zupełnie i coraz to bardziej nowoczesna. Kolejni ministrowie od szkoły stroszą się w piórka i opowiadają o szale swoich uniesień. Będzie wreszcie doskonale! Tymczasem doskonale nie jest nigdy, a ponazywane pięknie pomysły okazują się być takie sobie, czasem znacznie gorsze, czasem troszkę tylko lepsze. Nie ma co się do nich specjalnie przywiązywać – do ministrów - to oczywiste, bo mają w ministerstwie zwykle pracę zaledwie dorywczą, a do pomysłów to już w ogóle nie, bo one znikają natychmiast po wymianie tego dorywczego, sezonowego personelu. 

Napisałam „ministrowie od szkoły”, bo póki co, ciągle widzę tylko „od szkoły”, a nie „od edukacji”. Edukacja to coś więcej, to jakaś filozofia, to jakaś wizja jutra, to jakaś mądrość, uważność, pomysł, roztropność w wybieraniu dróg, Jezu… „Od szkoły” to znaczy zróbmy coś szkole, żeby było inaczej i na pewno inaczej niż to wymyślił poprzedni minister od szkoły. Zmiany przestały robić na mnie jakiekolwiek wrażenie. Nie ma się co do nich przywiązywać. 

Moment temu Centralna Komisja Egzaminacyjna zmieniła (bo ciągle trzeba coś zmieniać) adresatów dostosowań na egzaminach – ósmoklasisty i maturalnym. Czytam, że od nadciągającego szybko nowego roku szkolnego, dzieci przewlekle chore wyłączone zostają z dostosowania w postaci wydłużenia o pół godziny czasu na obydwu egzaminach. 

Myślę sobie, że największym zawsze problemem w naszym świecie jest brak kompetencji osób, od których jesteśmy zależni i myślę sobie, że trzeba kompletnie nie rozumieć chorób przewlekłych, żeby z jakiegoś (zresztą wcale nie utajnionego) powodu skasować to dostosowanie. A myślę sobie przy okazji, że zrozumienie to nie jest wybór, to jest absolutny obowiązek wszystkich, którzy odpowiadają za edukację dzieci i młodzieży. Zachodzę w głowę, czym taka decyzja mogła być podyktowana i znajduję kuriozalne zupełnie wyjaśnienia tu i tam. Dowiedziałam się, że rodzice masowo wyłudzają zaświadczenia od lekarzy, a ci szaleńcy bez głów, rozdają je na prawo i lewo, bo skoro chcą, to rozdają. I może istnieje jakiś czarny rynek zaświadczeń maturalnych, taka afera „pół godziny +”, widać okazja czyni złodzieja, ja jednak nie rozumiem jak można było – tak zakładam - profilaktycznie i z rozmachem – pozbawić tego dodatkowego czasu kogoś naprawdę chorego, na przykład na cukrzycę typu I, nastolatka (tu raczej wyłudzenie fałszywego zaświadczenia graniczyłoby z absurdem godnym Mrożka). Mógł to zrobić tylko ignorant mylący cukrzycę z cukrownią, bo jak inaczej daje się to wytłumaczyć? Pomijam epilepsję, astmę, bo sama zaczynam tonąć w absurdach. 

Ciekawie i nie mniej absurdalnie rysuje się nowy przedmiot – edukacja obywatelska. Kiedyś była wiedza o społeczeństwie, przez długie zresztą lata, a potem nastała historia i teraźniejszość, a teraz edukacja obywatelska, a po niej człowiek we współczesnym świecie, a po nim wychowanie patriotyczne, a po nim człowiek wobec świata, a potem ja i ty, ty i ja! Zmyślam! Wymyślam, a co mi szkodzi! Ciągle trzeba pisać, szykować, zmieniać układy stron, nagłówki artykułów, zamieniać zdjęcie z lewej na zdjęcie z prawej, potem kupować te nowe podręczniki, ciągle trzeba udowadniać, że było źle, a teraz będzie - o jeju - jak inaczej! 

Nauczymy cię patriotyzmu w naszej wersji czy ci się to podoba czy nie. Na takiej osobnej lekcji, w ogóle wszystkiego cię nauczymy na tej lekcji, będziesz nowy. Nauczymy cię na przykład jak toczyć spory – bez agresji, bez wrogości wobec wroga, bez języka nienawiści w świecie pełnym nienawiści . To jest akurat ciekawe, tylko nie da się tego nauczyć na jednej lekcji tygodniowo (w trzeciej jedna, w drugiej dwie) – nie da się, bo młodzi ludzie po pierwsze nie widzą sensu prowadzenia debat bez agresji, bo nigdy nigdzie, zwłaszcza wśród polityków takiej nie widzieli, po drugie zaledwie jeden procent z nich widzi siebie w kontekście jakiejś dyskusji publicznej o Polsce. 

Trudno będzie ich przekonać, że mają moc sprawczą, kiedy nikt im jej nigdzie nie daje. Można ich na tej ultranowoczesnej edukacji obywatelskiej uczyć pisania pism urzędowych, tylko to trochę jakby uczyć ślusarzy ręcznej obróbki metalu do produkcji siekiery – po prostu pójdą do urzędu i sobie poradzą, naprawdę! Siekierę sobie gotową kupią i już! Radzą sobie w wielu sytuacjach lepiej niż ministrowie od szkoły – są zaradni, znają zaawansowane technologie, mieszkają w najbardziej wymyślnych aplikacjach, których i tak nie warto dzisiaj się uczyć (jeśli miałyby pomóc w tych urzędowych pismach), bo za rok zostaną zastąpione o wiele sprawniejszymi. 

Można ostatecznie uparcie uczyć patriotyzmu, ale tego w klasycznym wydaniu umiłowania swojej ojczyzny uczymy na polskim, historii i geografii, na polskim do utraty wręcz tchu! „Pieśń o spustoszeniu Podola” robi wciąż furorę! Można by ostatecznie uczyć – to znaczy takie są rekomendacje ministerstwa – odróżniania prawdy od fałszu, ale tego akurat uczymy na wszystkichwymienionych i wszystkich niewymienionych przedmiotach, poza tym w domu, w klubach sportowych, kursach językowych i kołach zainteresowań. Troszkę śmieszy to przekonanie o odkryciu czegoś absolutnie nadzwyczajnego – edukacji obywatelskiej. Kształtowanie postaw obywatelskich jest wpisane w absolutnie każdy program pracy szkoły i to odkąd pamiętam i to działa. „Pieśń o spustoszeniu Podola” ciągle w cenie (żeby jednak oddać należny hołd Kochanowskiemu, to oddaję i ani słowa więcej).

Naprawianie szkoły zawsze jest zabawne, zmiany są tak doraźne i tak nakolanne, naprędce sklecone ze słomy, że nikt ich nie traktuje poważnie. W szkole potrzeba jakiegoś umiaru pomysłów, trzeba pozwolić rozwijać się tym, które jeszcze dwa lata temu były najbardziej nowatorskie pod słońcem, choćby dlatego, żeby nastała chwila spokoju, bo nie da się tak pracować!

A jeśli dołożyć do tego, tak w epilogu, reformę ortografii, która wchodzi w życie już z początkiem 2026 roku, to naprawdę można oszaleć! (wiem, wiem, jest ukłon do ziemi od egzaminacyjnych decydentów – wolno pisać jak się chce aż do 2030 roku!) Dziękujemy! Czadowo!

 

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart