Jutro kolejny mecz TSP Podbeskidzia, i powiedzieć, że o punkty, o utrzymanie a może honor, to jakby nic nie powiedzieć. Coraz więcej osób zadaje sobie pytanie: o co chodzi? Snują się teorie spiskowe, a część obserwatorów lokalnej piłki już zaciera ręce z nadzieją, że Podbeskidzie spadnie.
Należę do grona tych, którzy wciąż wierzą, że nie i że dopóki piłka w grze, to jest nadzieja. Kibice z „młyna” sprawili, że na chwilę odżyły moje wspomnienia o moim Podbeskidziu a właściwie Ceramedzie.
Wiele osób zadaje mi pytanie: co zrobić żeby nie zaprzepaścić tych prawie 30 lat od 1995 roku, kiedy na boisku w Komorowicach rozpoczęliśmy marsz w górę. Zamiast odpowiadać wprost, odpowiem przewrotnie, na przekór, garścią wspomnień i historii o tym, jaki ten Ceramed był. Po pierwsze wszyscy, którzy ten klub tworzyli od prezesa, po gospodarza na boisku, mieli fioła na punkcie tego klubu i piłki kopanej. Po drugie nigdy nie zakładaliśmy innego celu jak wygrana i pchanie się w górę po kolejny awans. Każdy zawodnik, trener, masażysta, wiedział, że tylko wygrane nas interesują. Ale solą tego, co sprawiło, że najpierw do Komorowic a później na stadion BKS-u waliły tłumy, było przekonanie i wiara w to, że zobaczymy kolejny mecz, w którym zawodnicy będą gryźli trawę a na ławce trenerskiej siedzą goście, którzy nie przyjechali tu tylko na chwilę.
Dziesiątki a nawet setki godzin przegadane na sparingach, na obserwacjach kolejnych młodych talentów z regionu, konsultacji a nieraz ostrych sporów miedzy zarządem a trenerami i zawodnikami, zawsze w tym samym celu. Tu nie przychodziło się po ciepłą posadkę prezesa, zawodnika, który dogra do emerytury, czy z planem byle nie spaść i będzie dobrze.
Pamiętam naszą pierwszą rozmowę z Węzłem w Komorowicach, kiedy on namawiany przeze mnie do przyjścia do klubu upewniał się, że na pewno będziemy grać o duże cele i że marzenie o powrocie klubu z BB do wówczas drugiej ligi to rzeczywisty cel a nie pobożne życzenia, czy opowieści na cele kampanii wyborczej. Z Wojtkiem Boreckim, Piotrkiem Kalinowskim, Grześkiem Więzikiem a wcześniej ze Zdzisławem Byrdym byliśmy gotowi wpaść do szatni i „sprać” każdego piłkarza, który na boisku odwalał „manianę”. Klub to coś zdecydowanie więcej, niż fabryka. Tu nie odbija się karty zegarowej a po robocie wraca do domu i zapomina o wszystkim.
Mogę wymienić jeszcze dzisiaj po 20 latach każdego zawodnika, mecz przełomowy, ważne rozmowy, chwilę kiedy po przegranym meczu (powiem z przekąsem, że my tez czasem przegrywaliśmy) siedzieliśmy zdołowani i szukaliśmy przyczyn. Oczywiście mieliśmy swoje problemy, brakowało kasy i nieraz na tym tle rodziły się napięcia, ale byliśmy jedną ekipą, Co ważne serce zespołu było nasze, lokalne, oparte na zawodnikach z tego regionu, a z czasem coraz częściej na naszych wychowankach. Armia zaciężna działaczy, pracowników, sztabu, zawodników przegrywa i wyjeżdża, i bierze zlecenie gdzie indziej, swoi pozostają.
Siedząc na meczu w „młynie” razem z Wojtkiem Boreckim, Markiem Ociepką, i Bartkiem Koniecznym na chwilę poczułem się jak przed laty, jak na ławce po drugiej stronie podczas naszych meczów. Wiec jeśli dzisiaj ktoś mnie pyta: co zrobić? to upatruję odpowiedzi nie w zmianie kolejnego trenera, kupieniu kolejnego zawodnika, który się nie sprawdzi. Tu trzeba zmienić wszystko, poczynając od góry. Trzeba zasadniczo zmienić filozofię i sposób zarządzania tym klubem. Najwyższy czas na zmiany, bo za chwilę nie będzie czego zbierać. Tu potrzeba kogoś, kto rozumie, zna i kocha piłkę.
A tymczasem wybieram się jutro na mecz. Znów zasiądę w „młynie” (przy okazji ekipo z młyna, dzięki za karnet, to był jeden z najsympatyczniejszych gestów, jaki mnie spotkał na tym stadionie po latach) i mimo wszystko z nadzieją będę liczył na zwycięstwo. Znów wczuję się w atmosferę meczu, zerknę na prawo, gdzie wisi zdjęcie Węzła. Zawsze wtedy przypominam sobie o innych chłopakach, których odejście mocno mnie poruszyło. Wciąż mam przed oczami uśmiechniętego Mariusza Jendryczko czy Daniela Dziarmagę i rozmowy z nimi.
Więc puentując odpowiedź na pytanie: Co dalej?
Wrócić do korzeni i filozofii działania TSP, szanować i doceniać byłych zawodników, trenerów, działaczy tego klubu a przede wszystkim kibiców. Bez nich sport nie ma sensu, pusty stadion za 100 milionów złotych robi przygnębiające wrażenie.