Kolega opowiadał o znajomym, który w obliczu poważnych zakrętów życiowych, powierza swoją dezorientację sztucznej inteligencji i zadaje jej konkretne pytania. W rewanżu za obdarzenie chata zaufaniem, otrzymuje mądre rady. Informator miał wgląd w próbkę sesji i zapoznał się z niektórymi treściami wirtualnej konwersacji; potwierdził wcale niegłupie rzeczy; wręcz nosiły znamiona profesjonalnej porady. AI stanęło na wysokości zadania. Nadmienię, że dialog nie był sporadycznym epizodem, ale trwa nieprzerwanie od długiego czasu. Pod wpływem tej relacji pojawiła się pokusa, aby powierzyć chatowi moje aktualne zagwozdki; w nadziei, że czerpiąc ze zbiorowej mądrości, udzieli cudownych podpowiedzi i nawiążemy sieciową przyjaźń. Posiadałbym osobiste Delfy, a Pytia byłaby w zasięgu klawiatury. Na studiach miałem kolegę, który przed egzaminami udawał się do wróżki świadczącej usługi na jednym z bielskich osiedli. Przyznał się, że bywał tam również przed innymi donośniejszymi decyzjami życiowymi. Chodził, bo mu się sprawdzało.
Od tego momentu zacząłem niepokojąco spostrzegać sztuczną inteligencję niemalże osobowo. Miałem wrażenie, że podejmuję w moim umyśle próby personifikacji i subtelnie sugeruje, abym się do niej przekonał i uznał w niej osobę. Usiłowała zdobyć przyczółki, aby potem pozyskać dalsze mentalne obszary. Instynktownie zacząłem się opierać i przeciwstawiać. W końcu zadałem kluczowe pytanie: kim Pani jest Lady Artificial Intelligence (AI)? Co się za Panią kryje? Czy jest Pani wyłącznie zaawansowaną technologią? Czy nowym, samodzielnym bytem wyodrębnionym z linii komputerowej ewolucji, który wspiął się na wyższy etap rozwoju i domaga się nowych przestrzeni do życia?
Postanowiłem zasięgnąć wiedzy w sieci. W poszukiwaniach ochoczo wspomógł mnie śledzący wszelkie poczynania algorytm. Podsunął materiał, który ewidentnie nie leżał w interesie AI. Zasugerował mi podcast z Rogerem Penrose’m; w trakcie, którego fizyk, matematyk i noblista obdarł sztuczną inteligencje z zaszczytnego imienia i zredukował ją do miana „sztucznego sprytu”.
Sir Roger bezlitośnie demaskuje AI jako maszynę obliczeniową; działającą bez krztyny świadomości; ponieważ tylko byt świadomy jest zdolny wykroczyć poza zasady. Według niego AI to wyłącznie statystyka z ogromną ilością danych oraz potężną mocą obliczeniową. Rozumienie różni się od obliczania – kontynuuje naukowiec. AI nie rozumie własnego działania. Przywołuje przykład studentów, którzy potrafią się nauczyć na pamięć wyliczeń, ale on wie, że nie rozumieją zagadnienia. Doceniając pojęcie obliczalności; zwraca uwagę, że nawet w fizyce i matematyce nie wszystko jest policzalne; ponieważ w pewnym momencie odrywamy się od tego, co można skalkulować i wkraczamy w sferę abstrakcji. Ostrzega przed zatraceniem się w mocy obliczeniowej, a określenie AI inteligencją nazywa błędem.
W przypadku AI źródłem wiedzy jest moc obliczeniowa, dzięki której maszyna dokonuje analizy zbioru danych i podsuwa nam wygenerowane treści. W przypadku mitologicznej Pytii były to opary gazów wydobywających się szczelin skalnych, które wprawiały wieszczkę w trans i pozwalały artykułować tajemnicze słowa, które potem należało jeszcze zinterpretować. Jakie czasy taka Pytia. W starożytności kapłanka zasiadała na trójnogu w świątyni w Delfach, aktualnie przyjmuje zdalnie. Wystarczy się zalogować.
Złagodzę ton, ponieważ nie jest moim zamiarem naigrywanie się z osób szukających poradnictwa w podbramkowych sytuacjach życiowych; ale człowiek wykracza poza algorytmy i maszyna obliczeniowa nie jest w stanie nas uchwycić. Owszem, można wykorzystywać sztuczny spryt jako element uzupełniający, ale nie traktować go jako wyroczni czy podręcznego psychoterapeuty.