W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
BBlogosfera

Królestwo za spokój!

Królestwo za spokój!

Ile wart jest tak bardzo ceniony sobie przez ogrom ludzi „święty spokój”? Bywa, że w przypadku rodziców małych dzieci zbawienne jest choćby pięć minut ciszy, samotności, braku odpowiedzialności... Nieraz słyszy się opowieści o tym, że maluch nie pozwala na przygotowanie posiłku, wypicie kawy, czy nawet skorzystanie z łazienki. Nasuwa się tutaj kolejne pytanie – jak wiele jesteśmy w stanie znieść, poświęcić czy po prostu zaakceptować, by przez kilka chwil cieszyć się świętym spokojem właśnie.

Opisywany wcześniej typ malucha trafił się również mnie. Choć nic w życiu nie sprawia mi tyle radości, co nasz wspólny czas, to bywały sytuacje, kiedy zwyczajnie brakowało już sił i jedyne, o czym marzyłam, to parę chwil ciszy, spokoju, samotności. 

Mała od początku potrzebowała ogromu bliskości i kontaktu fizycznego. Spacer z wózkiem często kończył się tym, że wracałyśmy do domu w konfiguracji – wózek pusty, mała na rękach, mama z zadyszką. Nawet najbardziej ciekawa zabawa przestawała być ciekawa, kiedy próbowałam wstać z dywanu i odejść choćby na pół metra. Z zasypianiem również było ciężko, ponieważ żaden miś, ładna piżamka czy pachnący kocyk z konikiem nie był w stanie zastąpić głaskania po pleckach. Niemal przez rok byłyśmy ze sobą sklejone. Z córką na rękach gotowałam, sprzątałam, jadłam, układałam włosy...

Sytuacja się diametralnie zmieniła, kiedy wróciłam do pracy. Mała poszła do żłobka i stała się bardziej samodzielna. Nabywała też nowych umiejętności i coraz większej ciekawości świata. Z mojej perspektywy była to przeogromna zmiana. Najpierw udawało mi się w samotności umyć twarz, później ugotować obiad (i to dwiema rękami!), coraz częściej zdarzało się nawet wypić herbatę i zjeść obiad bez dziecka na kolanach.

O ile całkowita zależność i potrzeba bliskości w pierwszych miesiącach życia były dla mnie zrozumiałe i nawet nie próbowałam w jakikolwiek sposób przestać je zaspokajać kosztem swojego komfortu, o tyle kiedy mała osiągnęła wiek około dwóch lat, zaczęłam częściej dążyć do własnego świętego spokoju. Pytanie - co jestem w stanie obecnie zrobić, poświęcić czy zaakceptować, by go osiągnąć? Praktycznie wszystko. 

Z natury jestem dość pedantyczna, więc z początku ciężko było mi zaakceptować fakt, że dom ciągle wygląda jak sala zabaw. To, że wychodzę ze świeżo posprzątanej łazienki i wchodzę do pokoju dziecka, gdzie nie wiedzieć czemu nagle wszystkie ubrania z szafy wylądowały na podłodze. Albo to, że umyte okna są czyste maksymalnie przez pół dnia. Na ten moment nie mam z tym problemu. Już przestałam biegać za dzieckiem z odkurzaczem. Zamiast tego patrzę, jak rozsypuje mąkę i cieszę się swoim świętym spokojem, popijając ciepłą herbatę. 

Najbardziej kuriozalne sytuacje zdarzają się, kiedy mała śpi, a ja robię wszystko, żeby jej nie obudzić. Już zdarzyło mi się klepać kotlety na tarasie, w zimie, w szlafroku. Innym razem trafiła się nam drzemka w samochodzie. Stojąc na czerwonym świetle ruszałam fotelikiem imitując bujanie. Na pewno będę te sytuacje długo wspominać z uśmiechem na twarzy. Jednak chyba najbardziej zapadną mi w pamięci wieczorne seanse filmowe, kiedy dziecko śpi, a my z mężem oglądamy filmy z wyłączonym dźwiękiem. To jest właśnie ten nasz wieczorny święty spokój, który pozwala rano obudzić się z zapasem energii i cierpliwości na nowy dzień.

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart