Bielsko-Biała z rolnictwem raczej się nie kojarzy. Ale w ciągu dziesięcioleci miasto wchłonęło przecież wsie, które utworzyły nowe dzielnice i nie wszędzie mamy w nich do czynienia z typowo miejską zabudową.
Do roku 2005 dane Głównego Urzędu Statystycznego ujmowały gospodarstwa rolne znajdujące się w gminie miejskiej Bielsko-Biała. W 1996 r. na przykład gospodarstwa indywidualne zajmowały w sumie na tym terenie 4418 ha na wszystkich 4837 ha użytków rolnych. Obecnie informacje takie gromadzone są w ramach powszechnego spisu rolnego. Ostatni spis z 2020 r. pokazuje, że w mieście funkcjonowały 333 gospodarstwa rolne, spośród których 324 stanowiły gospodarstwa indywidualne. Wśród tych z kolei 144 zajmowało się produkcją rolną na sprzedaż, a 80 produkowało głównie lub wyłącznie na własne potrzeby. Ponad 70 proc. wszystkich gospodarstw stanowiły te o powierzchni 1-5 ha. Poniżej 1 ha miało 25, a powyżej 15 ha – gospodarstw rolnych było 24. Jednak trudno znaleźć w oficjalnych opisach miasta jakiekolwiek informacje na temat rolnictwa.
Dla porządku należy dodać, że w powiecie bielskim w 2020 r. były 2154 gospodarstwa rolne, z czego 2140 miało charakter indywidualny.
W całym kraju, jak pokazał powszechni spis rolny z 2020 r., funkcjonuje 1,3 mln gospodarstw rolnych i jest to o 13 proc. mniej niż wykazał powszechny spis rolny w 2010 r.
- W niektórych dzielnicach Bielska-Białej mamy rolnictwo o charakterze produkcyjnym – mówi Stefan Haczek, członek Zarządu Śląskiej Izby Rolniczej, rolnik, właściciel kilku gospodarstw towarowych w Kozach i Pisarzowicach, zajmujących się m. in. produkcją zbóż, hurtem bydła mięsnego. – Na przykład w Komorowicach, a zwłaszcza w ich górnej części, gdzie występują lepsze, lżejsze ziemie. Mamy też stawy hodowlane. Od strony południowej znajdziemy gospodarstwa w Lipniku, Mikuszowicach, są też w Hałcnowie.
Wśród gospodarstw dominują takie, których właściciele utrzymują się z pracy poza rolnictwem. Wiele również nie produkuje nic lub bardzo niewiele, korzystając chociażby z możliwości, jakie dają unijne dopłaty. – Spośród tych 1,3 mln wszystkich gospodarstw w Polsce produkcyjnych jest może ze 30 proc. – ocenia Stefan Haczek.
Fot. pexels