Śląsk oraz województwo śląskie powstałe w wyniku reformy administracyjnej z roku 1999 to nie synonimy. Mimo tego w niektórych działaniach władz wojewódzkich można dostrzec próby narzucania śląskiej tożsamości wszystkim – wynika z naszej rozmowy z Andrzejem Nyczem ze Stowarzyszenia Beskidzki Dom, które zapowiada pozywanie samorządu do sądu.
Problem relacji między tym, co historycznie i kulturowo śląskie oraz tym, co związane z jednostką samorządu terytorialnego ze stolicą w Katowicach, nie jest nowy i istnieje praktycznie od wprowadzenia w życie reformy administracyjnej autorstwa rządu Jerzego Buzka. A być może nawet zaczął się jeszcze wcześniej. Niestety z każdym rokiem semantyczny chaos pogłębia się, a młodsi przedstawiciele społeczeństwa przestają czuć różnice między Śląskiem, a administracyjną strukturą o nazwie województwo śląskie. Stąd też pojawiają się w świadomości oraz tożsamości tak ahistoryczne twory, jak np. Śląsk Żywiecki, gdy w rzeczywistości mówimy o obszarze, choć z pogranicza, to zdecydowanie związanym z historyczną Małopolską.
– Polska już dekady temu, w latach 60., ratyfikowała międzynarodowe akty prawne chroniące materialne i niematerialne dziedzictwo kulturowe. Polska jest też członkiem UNESCO, które chroni dziedzictwo kulturowe. Mamy w końcu akty prawne Unii Europejskiej oraz wytyczne dotyczące wydatkowania środków unijnych na programy dotyczące zachowania lokalnych tradycji. Tymczasem na części województwa śląskiego dzieją się rzeczy sprzeczne z tymi wytycznymi – mówi nam Andrzej Nycz tłumacząc, dlaczego Stowarzyszenie Beskidzki Dom zapowiedziało pozywanie władz województwa do sądu za narzucanie śląskiej tożsamości historycznej Małopolsce i mieszkańcom tych ziem. Jak dodaje, jego środowisko nie jest zainteresowane kłótniami, ale chce bronić dziedzictwa zachodniej Małopolski na obszarze województwa śląskiego. Dotąd stosowano metody dialogu, rozmowy, argumentacji i przekonywania. Niekiedy przynosiły skutek, ale zbyt rzadko rządzący w Katowicach wsłuchiwali się w głos mieszkańców zainteresowanych kultywowaniem swojej tożsamości.
– W ubiegłym roku zabiegaliśmy u marszałka Chełstowskiego o podążanie za przykładem województwa warmińsko-mazurskiego, gdzie na granicy regionów Warmii i Mazur można zobaczyć znaki informujące o granicy poszczególnych krain historycznych. Wnioskowaliśmy do zarządu województwa śląskiego o ustawienie takich znaków na przebiegu granicy historycznego Śląska i Małopolski. Otrzymaliśmy odpowiedź, że jest to sprzeczne z promowanym przez województwo marką Zielony Śląsk – tłumaczy Andrzej Nycz.
– Takie podejście jest wadliwe na dwóch poziomach. Z jednej strony umniejsza całemu Śląskowi, bo Śląsk to kilka województw na terenie Polski oraz obszar w Czechach. Fragment Śląska, jego wschodnia część, stanowi połowę obszaru województwa śląskiego. Z drugiej strony mamy w województwie około połowę terenów będących historyczną Małopolską. Są też w województwie tereny, które historycznie nigdy nie były ani Śląskiem ani Małopolską. A województwo twierdzi, że marką jest Zielony Śląsk. My zaś chcemy chronić dziedzictwo małopolskie i proponujemy oznaczyć krainy historyczne tak, jak to robią na Warmii i Mazurach. Tu jest więc głęboka różnica zdań i priorytetów – dodaje nasz rozmówca.
Problem jest jednak głębszy. Zielony Śląsk to bowiem tylko jeden z programów. Projektów wojewódzkich pomijających w nazwie wielki obszar, jakim jest historyczna Małopolska i akcentujących jedynie śląskość, jest bowiem więcej. To jednak nie wszystko. Oto bowiem Śląskiem określa się nie tylko województwo jako całość, ale nawet konkretne obiekty i miejsca, w których dziejach nie odnajdziemy ścisłych związków z tą krainą historyczną.
Jak powiedział nam Andrzej Nycz, po remoncie kościoła w Bestwinie, najstarszej świątyni na terenie dawnego Księstwa Oświęcimskiego, stanęła przy nim tablica informująca o renowacji w ramach… zachowania dziedzictwa kulturowego Śląska. Na poziomie historycznym i kulturowym jest to twierdzenie błędne i nieuzasadnione. Niestety autorytet władz samorządowych powoduje, że wiele osób bezrefleksyjnie przyjmuje taką narrację. W ten sposób powoli, ale konsekwentnie, z roku na rok Śląskiem staje się to, co nigdy nim nie było.
Dużym problemem jest także edukacja regionalna, która umacnia w młodych ludziach błędne przekonanie łączące ich tożsamość z jednostką samorządu terytorialnego, jej nazwą oraz nazywaniem w określony sposób programów i akcji oraz propagowaną tożsamością. Tymczasem dla bardzo dużej części województwa Śląsk jest jedynie sąsiednią krainą historyczną – krainą ważną, interesującą i wpływową, ale sąsiednią, a nie własną i ojczystą.
– Albo województwo zmieni swoje podejście do nazewnictwa i swojej identyfikacji albo musi wydarzyć się coś innego, co wyciągnie województwo z tego nieuzasadnionego komfortu prowadzenia polityki wbrew woli ogromnej części mieszkańców związanych kulturowo z Małopolską. To ważne w obliczu podkreślania otwartości w duchu europejskim. Dłużej nie można zaprzeczać ideałom, o których tyle się mówi. Dlatego planujemy występować na drogę sądową – zapowiada Andrzej Nycz.
W ubiegłym roku Stowarzyszenie Beskidzki Dom wraz z szeregiem innych stowarzyszeń i organizacji pozarządowych z obszaru wschodniej części województwa śląskiego wnioskowało do władz w Katowicach o zmianę nazwy jednostki samorządu terytorialnego. Wówczas pomysł przemianowania województwa śląskiego na śląsko-małopolskie został odrzucony. A szkoda, bo tego typu korekta byłaby krokiem w dobrą stronę – w stronę lepszej ochrony dziedzictwa kulturowego, do którego odwołuje się wielu mieszkańców małopolskiej części województwa śląskiego.
Na zdjęciu krainy historyczne Polski. Fragment grafiki przygotowanej przez Exgeo/histmag.