To było pod koniec lipca tego roku. Środek lata i wakacji. Naszym celem podróży i zwiedzania tego dnia uczyniliśmy Półwysep Helski. Spacer na koniec Cypla Helskiego i wycieczka na „koniec Polski” z punktem docelowym przy Kopcu Kaszubów zakończył się w dość zaskakujący dla nas sposób. Jakież było nasze wielkie zdziwienie kiedy wędrując ścieżką po cyplu w pewnym monecie zastopowała nas taka oto tablica:
Nie mogłem sobie darować, żeby nie podejść i nie zapytać o to, jakim cudem tu, na „końcu świata”, ktoś zaprasza na kawę i lody z mojego rodzinnego miasta. I tak oto poznałem bardzo fajnych i „pozytywnie zakręconych ludzi”: Ariela i Krystynę, którzy od kilku lat spędzają na Helu kilka letnich miesięcy i zapraszają do siebie, do swojego Food Tracka, spacerujących po cyplu turystów. I jest jeszcze jedna „postać”, talizman, obiekt westchnień i zachwytów, szczególnie tych młodszych, czyli Foody, piękny pies, bez którego to miejsce z pewnością nie byłoby tak kultowe.
– To nie jest interes, na którym zbija się „kokosy” – powiedział mi Ariel, ale nie o to w tym chodzi. To połączenie przyjemnego z pożytecznym, wyjście poza schemat, robienie tego co się lubi i kocha, a nie tego co się musi.
Po wypiciu pysznej kawy i posmakowaniu lodów, poszliśmy dalej, a mnie gdzieś w głowie pozostało to spotkanie i przekonanie, że warto opowiedzieć tą historię o niezwykłej ekipie z Bielska-Białej, która odważyła się robić coś „mimo wszystko” niezwykłego i inspirującego. To taki wakacyjny przykład „Jasnej Strony Miasta”.