Możliwość złożenia interpelacji to jedno z najważniejszych praw każdego radnego. Zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym radny może skierować interpelację do wójta, burmistrza czy prezydenta miasta w sprawach „o istotnym znaczeniu dla gminy”. Niestety, w Bielsku-Białej coraz częściej radni nadużywają swojego prawa składając zapytania w sprawach – delikatnie pisząc – mało ważnych dla miasta.
W zeszłej kadencji jedną z najbardziej kuriozalnych interpelacji było zapytanie w sprawie polityki informacyjnej bielskiego Ratusza realizowanej w lokalnych mediach „papierowych” i elektronicznych (pisownia oryginalna). Brzmi poważnie, tym bardziej, że radny zarzucił władzom miasta… cenzurę. O co chodzi? Sprawa dotyczyła I Szachowego Turnieju Radnych i Pracowników Samorządowych o Puchar Prezydenta Miasta Bielska-Białej. Radny pisał tak: W turnieju wzięło udział 24 zawodników - 23 pracowników samorządowych i 1(!) radny. Zajął on w turnieju 5 miejsce z 5 punktami (o 0,5 pkt mniej od zwycięzcy turnieju) i był jedynym zawodnikiem, który pokonał zwycięzcę Józefa Koźmińskiego z BBOSiR-u. I tej informacji próżno szukać w mediach np. w Magazynie Ratuszowym, w którym znalazła się krótka sympatyczna informacja o turnieju. Radny został pominięty. Czy autor tej relacji podpisujący się literką „r” ma takie wytyczne, czy stosuje autocenzurę uprzedzającą? Czy rzeczywiście jest sprawa o istotnym znaczeniu dla gminy? Wydaje się, że nie. Dlaczego więc radny podjął temat? Wiele wyjaśnia spojrzenie na listę uczestników turnieju. Otóż jedynym radnym biorącym udział w turnieju był… autor interpelacji. Nie wiemy dlaczego radny nie wspomniał o tym w interpelacji. Czyżby zastosował autocenzurę uprzedzającą?
Niestety, wspomniana interpelacja nie jest jedynym przykładem naużywania tej ważnej formy działania radnych. W zeszłej kadencji radni złożyli prawie 4 tysiące interpelacji, w tej już 233 (stan na 26 lipca). To dobrze, że radni są aktywni. Wiele z interpelacji, naszym zdaniem, nie wymaga jednak tej formy. Wydaje się, że w sprawach takich jak: usunięcie zarośli z chodnika przy ul. Zofii Kossak-Szczuckiej, utrzymanie zieleni w obrębie ścieżki rowerowej na ul. Karbowej, przeprowadzenie prac porządkowych wzdłuż chodnika przy alei gen. Władysława Anders, pomalowanie barierki ochronnej przy przystanku MZK Kamienica Dom Kultury, przeprowadzenia prac odchwaszczeniowych na chodnikach przy pętli autobusów MZK na osiedlu Karpackim, przeprowadzenia cięć korony drzew zwisających nad garażami przy ulicy Skoczowskiej na osiedlu Beskidzkim, uporządkowania terenu przy wyjściu z podziemnego przejścia pod aleją generała Władysława Andersa na osiedlu Karpackim czy pielęgnacji (przycinki) drzew na placu zabaw przy ul. Chłopickiego (to tematy interpelacji z ostatniego miesiąca) wystarczyłaby wizyta czy telefon radnego do odpowiedniego wydziału Urzędu Miejskiego. Wszak urzędnicy wiedzą, że muszą się liczyć z wnioskami – wybranych w powszechnym głosowaniu – przedstawicieli mieszkańców.
Skądinąd wiemy, że część radnych właśnie poprzez wizytę w Urzędzie i rozmowę z odpowiednim urzędnikiem załatwia skutecznie podobne sprawy. Dlaczego więc niektórzy nadużywają interpelacji? Odpowiedź wydaje się prosta: wszystkie interpelacje zamieszczane są na stronie internetowej Rady Miejskiej, a dodatkowo przewodnicząca Rady Miejskiej odczytuje je na początku każdej sesji. Radnym zależy więc, aby ich sprawy nie tylko były „załatwione”, ale aby o tym także jak najszerzej informować.
Temat wywołał dyskusję podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej. – Mam ogromną prośbę – to moja rada, nie musicie z niej skorzystać, ale myślę, że warto – jeżeli zgłaszacie remonty dróg x, y, z, wystarczy to napisać w jednej interpelacji. Państwo piszecie remont każdej drogi osobno. – apelowała Przewodnicząca Rady Miejskiej Dorota Piegzik-Izydoczyk. – Jest to jakiś wyścig w ilości napisanych interpelacji, a praca radnego to nie tylko pisanie interpelacji. Wiele z tych spraw załatwić można telefonicznie. – dodała.
Apel poparł prezydent Jarosław Klimaszewski. – Są lepsze formy zaangażowania niż interpelacje. Oceniam, że 70% spraw poruszanych w interpelacjach to sprawy na telefon – mówił Prezydent. – Patrząc na historię, ilość interpelacji nie gwarantuje sukcesu wyborczego, Kwestie przycięcia krzewów, wykoszenia trawy można zrobić telefonicznie i trwa to szybciej, Państwo czekacie na odpowiedź 14 dni, a trwa rośnie. W zeszłej kadencji napisał ktoś interpelację, że przy którymś z placów zabaw osuwa się ziemia, zamiast od razu dzwonić i reagować – mówił Klimaszewski.
Paweł Pajor, przewodniczący komisji bezpieczeństwa i samorządności, zapowiedział, że kierowana przez niego komisja jesienią zajmie się zmianą regulaminu Rady Miejskiej tak, aby wprowadzić limit interpelacji na sesji. Przeciwko takiemu rozwiązaniu zaprotestował Konrad Łoś (PiS), który stwierdził, że takie działanie byłoby istotnym ograniczeniem autonomii działania radnego. Z pomysłem ograniczenia możliwości zadawania interpelacji nie zgodził się także radny Roman Matyja (Klub Jarosława Klimaszewskiego). – Jestem już radnym szóstą kadencję i uważam, że wprowadzenie ograniczenia formy i rodzaju wypowiedzi jest niezgodne z klimatem samorządowym. Nie zgadzam się na to. Po to jest sesja, abyśmy przedstawiali na niej ważne sprawy. Z mojego doświadczenia wiem, że załatwianie sprawy na telefon się nie sprawdza.
Przemysław Kamiński, zastępca prezydenta miasta zwrócił uwagę, że nadmierna liczba interpelacji dezorganizuje pracę urzędników. – Na tę sesję zgłoszono 129 interpelacji. Ja będę odpowiadał na 94 z nich. Inspektorzy MZD, zamiast zajmować się pracą terenie, będą Państwu pięknie odpisywali, żeby wszyscy byli zadowoleni – mówił Kamiński.
– Gdyby urzędnicy i służby reagowały i wiedziały, co się dzieje w terenie, to wtedy interpelacji byłoby mniej – ripostował Matyja.