„Pyrrusowe zwycięstwo” to związek frazeologiczny oznaczający zwycięstwo, które zostało osiągnięte za zbyt wysoką cenę, taką jak duże straty w ludziach lub zasobach, co w efekcie sprawia, że zwycięzca ponosi większe szkody niż korzyści. Czy od 30 czerwca 2025 roku będzie miało synonim – „kuleszowe zwycięstwo”?
Wyborcze starcie w PZPN? Było formalnością. Cezary Kulesza znów został prezesem. „Sam sobie wystawił laurkę. Nikt nie stanął naprzeciw”. „Kadencja bez rywalizacji”. „Wybór bez wyboru” – tak poniedziałkowe wybory komentują media.
A mi do głowy przychodzi jedno, mianowicie, jak trudno faktycznie rozkuć tę strukturę, zwaną przez kibiców „betonem”. I jeśli ktoś z was myśli, że beton to tylko starsi panowie, którzy od lat przesiadują w związku, to ma tylko częściowo rację. Betonem w przypadku piłkarskiej federacji w Polsce są… jej wewnętrzne przepisy. To one sprawiają, że zamiast myśleć o faktycznej poprawie polskiego futbolu, kandydaci na najważniejszy stołek liczą szable w postaci głosów „z terenu”, albo z klubów. Obiecują stanowiska, ważne mecze w regionie itd. w zamian za poparcie. Nie rozmawiają przed wyborami merytorycznie, nie szukają sprzymierzeńców, ludzi o podobnym podejściu do systemu, szkolenia i ogólnie futbolu. Nie. Bardziej zależy im na ludziach, którzy z uśmiechem pokiwają głową, gdy prezes coś powie, niż zatrzymają go lub zwrócą uwagę. Najlepsi są ci bezkrytycznie oddani.
Nie twierdzę, że każdy działacz ma takie podejście. Te wybory udowodniły, że gdyby tylko znalazł się jeden, mocny kandydat, to Cezary Kulesza mógłby mieć kłopoty.
Zwycięstwo Kuleszy miało smak pyrrusowy. Bo chociaż wygrał, to stracił trzy kluczowe dla siebie osoby. To jego kandydaci na wiceprezesów – Kula, Mateńko i Golba, którzy na znak protestu zostali odrzuceni. Delegaci choć w tym momencie poszli po rozum do głowy. Pokazali, że czas na żółtą kartkę.
Nie wiem, gdzie będzie znajdowała się polska piłka po tej kadencji. Ostatnio działo się tak dużo złego, że trudno być optymistą. Ale po tych wyborach jasnym jest, że Cezary Kulesza nie będzie już władcą absolutnym. Jego pewność została zachwiana i… paradoksalnie może w ten sposób zacznie liczyć się z innym, czasami różnym od swojego zdaniem.
Dla dobra polskiej piłki, po tej szklance zimnej wody (bo kubeł to to nie był), może usiądzie przy czymś mocniejszym (no bo jak to tak bez tego) i przemyśli, że futbol nad Wisłą i PZPN to nie jego prywatny folwark, a miejsce, które ma łączyć polskich kibiców i dawać im te kilka momentów radości w roku.