W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie w ramach naszej strony internetowej korzystamy z plików cookies. Pliki cookies umożliwiają nam zapewnienie prawidłowego działania naszej strony internetowej oraz realizację podstawowych jej funkcji.

Te cookies są niezbędne do funkcjonowania naszej strony i nie może być wyłączony w naszych systemach. Możesz zmienić ustawienia tak, aby je zablokować, jednak strona nie będzie wtedy funkcjonowała prawidłowo
Te cookies pozwalają nam mierzyć ilość wizyt i zbierać informacje o źródłach ruchu, dzięki czemu możemy poprawić działanie naszej strony. Pomagają nam też dowiedzieć się, które strony są najbardziej popularne lub jak odwiedzający poruszają się po naszej witrynie. Jeśli zablokujesz ten rodzaj cookies nie będziemy mogli zbierać informacji o korzystaniu z witryny oraz nie będziemy w stanie monitorować jej wydajności.
Te cookies służą do tego, aby wiadomości reklamowe były bardziej trafne oraz dostosowane do Twoich preferencji. Zapobiegają też ponownemu pojawianiu się tych samych reklam. Reklamy te służą wyłącznie do informowania o prowadzonych działaniach. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej polityce prywatności.
RozmowaBB

Spowiedź Mistrza w hotelu Vienna

Spowiedź Mistrza w hotelu Vienna

W piątek 84. urodziny obchodził Marian Kasprzyk. Z tej okazji mieszkający w Bielsku-Białej złoty medalista olimpijski z Tokio spotkał się z przyjaciółmi, działaczami, władzami miejskimi i kibicami w sali Parkhotelu Vienna. W trakcie spotkania pięściarz razem z Beskidzką Radą Olimpijską promował książkę Leszka Błażyńskiego  pt. „Spowiedź Mistrza”, poświęconą swojemu życiu i karierze. Autor w rozmowie z Lubbie.pl opowiada o jej bohaterze i pracy nad publikacją.

 

Tomek Sowa: Skąd pomysł na książkę poświęconą akurat Marianowi Kasprzykowi?

Leszek Błażyński: Zacznę może od tego, że już jedna książka poświęcona mistrzowi olimpijskiemu z Tokio powstała. Napisał ją Janusz Stabno. W trakcie lektury jednak stwierdziłem, że czegoś w niej brakuje. Niektóre wątki opisane były powierzchownie. A dodatkowo sporo osób ze środowiska pięściarskiego sugerowało mi, że historia Mariana Kasprzyka jest warta głębszego opisania. Bo jest niezwykła. Bo to opowieść nie tylko o sporcie, ale przede wszystkim o życiu.

– Prace były długie?

– Trwały blisko dziewięć miesięcy. Wpadłem na pomysł, żeby przeprowadzić z panem Marianem „wywiad rzekę”. Przyjeżdżałem do Bielska-Białej, rozmawialiśmy a potem wracałem i pisałem. I tak wiele razy.

– I jakim rozmówcą był pan Marian?

– Niezwykle ciekawym i bardzo konkretnym. Gdy opowiadał mi jakąś anegdotę, to zawsze robił to bardzo rzeczowo. Bez zbędnego lania wody. On znakomicie mówi o latach swojej kariery. Pamięta walki, wydarzenia poza ringiem, ludzi. Rozmowy z nim były przyjemnością.

– Jak i kiedy skrzyżowały się drogi pięściarza i Bielska-Białej? O tym też pewnie mówił…

– Był rok 1958. Marian Kasprzyk miał wtedy 19 lat i był zawodnikiem Sparty Ziębice. W barwach tego klubu walczył z Voigtem z NRD i pokonał go w świetnym stylu. Pojedynek obserwował Stanisław Kogut, kierownik sekcji bokserskiej BBTS-u. Po ostatnim gongu podszedł do zwycięzcy i zaproponował mu zmianę barw. Bielszczanie byli wówczas wicemistrzami Polski. Mieli bardzo dobre warunki treningowe, dużo lepsze niż Ziębice, więc i pięściarski talent można było lepiej oszlifować. I do tego panu Marianowi bardzo spodobało się miasto. Tak bardzo, że mieszka w nim do dzisiaj.

– Zmiana barw klubowych dziś może kojarzyć się z pieniędzmi. A wtedy?

– Inaczej wyglądały takie „transfery”. Były takie bardziej swojskie. Po przejściu do BBTS-u Marian Kasprzyk otrzymał od klubu garnitur. Miał tylko wybrać kolor. Wspominał, że podobał mu się popielaty, ale kierownik Kogut namawiał go na czarny.Twierdził, że będzie bardzo dobrze w nim wyglądał, ale bokser nie ustąpił. Dopiero potem okazało się, że krawiec miał nadmiar czarnego materiałui gdyby bokser go wybrał, to klub nie musiałby płacić.

– W Bielsku-Białej wyszkolił się przyszły mistrz olimpijski. W rozmowach pan Marian wspominał, że życiową formę uzyskał przed igrzyskami olimpijskimi w Meksyku w 1968 roku. Ale nie zdobył tam medalu. Za to w Rzymie i Tokio stawał na podium. W Japonii na najwyższym stopniu. Lubi wracać do tamtych momentów?

– W 1964 roku w Tokio zdobył złoto. Kiedy usłyszał „Mazurka Dąbrowskiego” i zobaczył uradowanego Feliksa Stamma, to bardzo się wzruszył. Bo on w ogóle na te igrzyska mógł nie pojechać! Jeszcze przed ich rozpoczęciem siedział dwukrotnie w więzieniu.

– W „Spowiedzi mistrza” bardzo dokładnie opisuje pan sytuacje, po których bokser trafił za kraty.

– Tak, bo ona sporo mówiła i o Marianie Kasprzyku i o czasach, w których boksował. Za kraty najpierw trafił z zarzutami pobicia kapitana Ludowego Wojska Polskiego. Później za pobicie trzech milicjantów. Po wydaniu wyroków sądowych władze chciały usunąć jego nazwisko i wyniki z tabel. Wtórowały im media. Ale za pięściarzem murem stanęli trenerzy, koledzy, narzeczona Krystyna i bliscy. Nie wierzyli w wersję mundurowych. Wstawiali się za nim. Twierdzili, że Kasprzyk był prowokowany. I już po wyjściu z więzienia nie raz, nie dwa milicjanci znów starali się wyprowadzić go z równowagi. Nawet w restauracji! Okazało się również, że niektórzy pobici funkcjonariusze już wcześniej oskarżani byli o nadużycie władzy. Zresztą, w książce dokładnie opisuję tamten ciężki czas.

– Do Tokio pojechał w niesławie, a wrócił jako bohater.

– Tak i dlatego kiedy odbierał złoto - pękł.

– A mówił, która walka była tą najtrudniejszą w życiu?

– Walka z chorobą nowotworową. W 1992 roku wykryto u pana Mariana złośliwego guza. Poddał się operacji i - ku zdziwieniu lekarzy i znajomych - bardzo szybko doszedł do siebie. On naprawdę wiele przeszedł w życiu. Przecież jego żona Krystyna zachorowała na stwardnienie rozsiane i opiekował się nią jak najlepszy specjalista, aż do ostatnich dni. Przeciwnościom stawiał czoła nie tylko w ringu. Dlatego „Spowiedź mistrza” jest nie jest typową książką sportową. To opowieść o życiu.

– I jej główny bohater nadal cieszy się każdym dniem. Mimo przeciwności nigdy się nie poddał. Piękne to…

– Oczywiście! Pan Marian lubi pożartować. Jest też dobrodusznym i pozytywnym człowiekiem. Bardzo wierzącym. I mnie ta jego wiara bardzo się podoba, bo nie narzuca jej innym, nie jest fanatykiem. Nie ma w nim żółci, czy nienawiści, choć ludzie go skrzywdzili. Być może właśnie dlatego nadal jest w tak dobrej formie.

Powiązane artykuły

O nas

Portal jest miejscem spotkania i dyskusji dla tych, którym nie wystarcza codzienna dawka smutnych newsów, jednakowych we wszystkich mediach. Chcemy pisać o naszym mieście, Bielsku-Białej, bo lubimy to miasto i jego mieszkańców. W naszej pracy pozostajemy niezależni od lokalnych władz i biznesu.

Cart